środa, 24 października 2012

Korytarz, sień, sionka

Dziś trochę o remontach naszej chałupy.
W zasadzie w tym temacie mamy zastój od jakiegoś czasu i nie zanosi się na kontynuację w sezonie jesienno zimowym ale przeglądając zdjęcia na komputerze znalazłam jedno, które natchnęło mnie do tej dzisiejszej pisaniny. Jedyne które ocalało z czasów kiedy się tutaj wprowadziliśmy.

W najgorszym stanie był korytarz w starych domach zwany sienią. Przytłaczał dziurami w podłodze i zapachem stęchlizny. Deski podłogowe które dawno miały już czasy świetności za sobą przy stąpnięciu łamały się jak zapałki. Kiedy nosiłam drzewo do domu (a była wtedy zima) nie raz wpadałam w owe dziury, tworzyły się kolejne i kolejne. Ściany ... ? ściany również pozostawiały wiele do życzenia. Wyłożone płytami pilśniowymi pomalowane (utkwiły mi w pamięci) na dwa kolory farby olejnej, zielony i niebieski. Płyty  poprzybijane byle jak nie pokrywały całości ścian. Sufit nie prezentował się lepiej. Raz po raz spadało nam na głowę trochę sieczki, mchu, lub innych bliżej niezidentyfikowanych paprochów. Kiedy chciałam posprzątać nie bardzo wiedziałam jak to zrobić. Tak więc lawirowałam szczotką pomiędzy owymi dziurami zamiatając na ile się dało. Myć podłogi nie było sensu. Bo jak myć dziury i kupę trocin ze spróchniałych desek ?
Drzwi wyjściowe. Drzwi były nieszczelne, kiedy śnieg zacinał akurat od ich strony robiło się malowniczo biało, lub można było się poślizgać na lodzie. Były tak porozchodzone że ciężko się zamykały. No i schody. Schody na strych to pozbijane dechy otoczone kolejnymi pozbijanymi dechami które miały tworzyć niby drzwi wyjściowe na strych. Oczywiście jak w każdym porządnym domu wiejskim przykryte kolorowymi zasłonami w kwiaty które poprzybijane były gwozdziami na kawałkach szmatek. Bardzo żałuję że nie zachowała się dokumentacja zdjęciowa z tamtych czasów. Z wyjściem na strych wiąże się  jeszcze jedna historia. Z góry zionęła na mnie czarna dziura i po zmroku najzwyczajniej w świecie się bałam że zejdzie stamtąd bardziej niezidentyfikowany stwór. Ciągnęło też zimno. Oczywiście najczęściej byłam sama ponieważ święty jak to święty pracował w stolicy. Mieszkałam tutaj dopiero kilka tygodni, w nowym miejscu i w tamtych czasach często towarzyszył mi strach. Przed czym ? nie wiem do końca, bałam się odgłosów, wychodzić po zmroku no i tej nieszczęsnej czarnej dziury. Do tego drewniany dom żyje własnym życiem i ma swoje odgłosy. Dzisiaj jestem już przyzwyczajona i śmieję się z tamtych obaw, ale wtedy nie było mi do śmiechu. W każdych drzwiach były jeszcze klucze więc po zmroku wszystkie szczelnie zamykałam. I tak śpiąc w pokoju, zamykałam pokój, kuchnię i resztę drzwi które znajdowały się w pozostałej części domu. Było to na tyle uciążliwe że w nocy kiedy musiałam lub syn wyjść do toalety trzeba było otwierać. Teraz kluczy już nie ma ponieważ gdzieś się pogubiły ale i tak bym z nich nie korzystała.

Całą zimę towarzyszyły nam szczury które mieszkały pod podłogą i nocami nie dawały spać. Walka z nimi trwała prawie dwa miesiące.
Zdjęcie prezentuje wyjście na strych o którym wyżej. Białe drzwi obecnie to wejście do pokoju syna. Wiosna 2009/10


Tak więc na walce ze szczurami, zimnem, lodowiskiem, śniegiem  i dziurami w podłodze upłynęła zima.

Ponieważ obowiązki domowe wzywają a historia remontu przeciągnęła się bardzo długo (niektórzy w mojej okolicy nawet zdążyli domy pobudować i się wprowadzić) ciąg dalszy nastąpi wkrótce. 

21 komentarzy:

  1. ja miałam drewutnię drewnianą, w której trzymaliśmy zimą drewno do kominków i jak było ciemno, to bardzo bałam się tam chodzić:) już jej nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy kiedy przechodziły mnie ciarki po plecach kiedy szłam po zmroku po drzewo mam już dawno za sobą. Trochę żal ... ten dreszczyk emocji ... ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. U nas podłoga się co prawda nie zapadała, ale w kanciapie za ścianą naszej sypailni ( w której obecnie rezyduje nasza Ewa, a pokoik zyskał wdzięczne miano " potterówki" z racji wielkości i usytuowania pod schodami:-))) ) rezydowały dwa szczury. Walka była długa i nierówna. Szczury wygrały, ale latem szczęśliwie się wyniosły i nie wróciły. Widac uznały, że to jednak nasz dom, a nie ich...
    Pozdrawiam!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Został nam jeszcze jeden pokój z podłogą do wymiany ale na razie jeszcze się nie zapadamy to zostaje.
      Czytałam o Waszych szczurach :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. U nas mieszkały tabuny myszek, ale jakoś żyliśmy w symbiozie rok, teraz też mieszka rezydentka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myszy i nornic nie mamy odkąd są koty. Kiedy się wprowadziliśmy było ich pełno, szczególnie nornic. W pierwszym roku takie co wyłapywaliśmy synek trzymał nawet w akwarium i dokarmiał. Skończyło się to kiedy z 100 posadzonych wiosennych kwiatów zakwitło kilkanaście. Teraz nie ma litości.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. u nas za myszami wlazła żmija ale szczury to też wyzwanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żmije też bywają i owszem, na wiosnę trzeba uważać gdzie się stąpa i zaglądać do butów :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. ale mimo wszystko stary do ma swój urok...duszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne Agatko że ma, ma swoje tajemnice i pająki i ..... dlatego w nim mieszkamy :)

      Usuń
  6. Znam to ,oj znam,bo my tez kupilismy stary domek,który trzeba było remontować.Tylko stan był trochę lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O naszej chałupie mówili, zepchnąć spychaczem i postawić nowy, to agonia. Jak widać stoi do dziś i pewnie jeszcze postoi jakiś czas.
      Niestety nie mieliśmy wyboru co do stanu domu ;) wolałabym piętrowy, najchętniej góralski z okiennicami ha, ha. Kiedyś sobie dorobię.
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  7. Ale czyż nie mile się wspomina tamten "pionierski" okres ;-) Z perspektywy czasu wszystko się wygładza, traci dramatyzm... Szkoda, że nie robiłaś zdjęć...
    Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inkwizycjo robiłam, tylko zdjęcia z cyfrówek mają to do siebie że wyparowują z komputera czasami. Zawsze sobie obiecuję że pozgrywam na płyty i na obiecankach się kończy. Potem awaria i zdjęcia giną.
      Co do czasów pionierskich, wiesz ... ja cały czas w zasadzie czuję się jak na obozie przetrwania :)
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  8. Oj zmieniło się u Ciebie Kozo, zmieniło... :-) Teraz ta sień jest bardzo przytulna i życzę żeby wymarzony remont zamienił w końcu cały domek z taką przytulną "dziuplę" jaką sobie marzysz. :-)
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przytulność ale dokładnie wiesz jak jest :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Na niebiesko i zielono pomalowane płyty pilśniowe, sypiace sie z góry śmieci przy kazdym mocniejszym zamknieciu drzwi. Skad ja to znam? Ze swojej sieni. Której już nie ma. Została "wchłonięta" przez dom i stanowi jedno pomieszczenie z kuchnią i przedpokojem. Środek Chaty - Centrum dowodzenia :). Jeszcze nie wykończona, ale mimo wszystko mieszka się super.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu czytam Twojego bloga, widziałam ile pracy włożyliście w swoje wiatraki. Niestety u nas to tak sprawnie nie idzie, raz czasu chłop mój ma mało, drugi i podstawowy problem to oczywiście finanse.
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  10. Miło poczytać, ze nie tylko u nas kiedyś straszyły schody na strych;) Pozdrawiam ciepło;) Aaaa, dzisiaj wcale nie mamy jeszcze schodów, ale co tam - cierpliwości...

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie cierpliwości to zaczyna mi brakować, jeden sezon, drugi, trzeci i czasami ręce opadają. Jestem z tych w "gorącej widzie kąpanych" :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest takie praktyczne przysłowie o Krakowie i budowaniu;) Powtarzam jak mantrę kilka razy dziennie i działa;)

    OdpowiedzUsuń