wtorek, 16 października 2012

"Rozciapało się"

No i "rozciapało się" jak to miała w zwyczaju mawiać babcia Stasia poprzednia właścicielka domu na górce i mama świętego. Albo "a idzta tam zobaczta czy aby nie kropka". Kropaknie i ciapanie zawsze bawiło mnie do łez. Wspomnienia i wspominki, często przychodzą na myśl ... no ale nie o tym chciałam ...

Szczęśliwym trafem szybko dałam radę pokonać chorobę i grzebię w ogrodzie.  Przesadzam byliny, zbieram nasiona kwiatów jednorocznych i grabię liście. Liście pakuję do worków, mam nadzieję że zimową porą kozy będą zajadały się nimi ze smakiem.  No właśnie kozy. Jedna z sąsiadek "doniosła" mi że Boluś, nasz byczek Fernando wyjechał do raju. Nie, nie został zjedzony na szczęście, pan Franuś miał dość jego "niecnych czynów" i sprzedał kozła. Trafił do stada gdzie ma oczywiście wiadome zadanie do wykonania. Zmartwiłam się ponieważ nie mam na razie pewności czy Frania i Jadzia zostały pokryte. No i Lusia która się "nie załapała" z powodu braku rui. Zostało więc szukać dla niej kawalera i nie będzie to proste. W przyszłym roku chyba będziemy musieli kupić swojego capa. Mam nadzieję że doczekam się wymarzonej kózki po Bolku, znając moje "szczęście", albo będą same koziołki, albo za kilka dni okaże się że kozy powtórzą ruję. Oby nie. Poczekamy - zobaczymy.


Wczoraj pracując w ogrodzie zauważyłam dwoje  ludzi którzy wspinali się drogą do góry nie zważając na ujadanie naszej "bardzo groznej" suki. Myślałam że to zdesperowani jehowi z "narażeniem życia" będą próbowali mnie "nawrócić". Po rozmowie ze starszym państwem okazało się że to amatorzy naszej Antonówki i Szarej Renety. Przyszli zapytać czy mogą  pozbierać jabłka z podjazdu. Zdziwiłam się że chcą zbierać obtłuczone, nadgniłe spady. Zaprosiłam ich do sadu żeby sobie nazrywali ładniejszych. Pani z niedowierzaniem 3 razy zapytała o cenę. Powiedziałam że jabłka są całkowicie gratisowe i jeżeli mają ochotę mogą  jeszcze raz przyjść. W sumie bardzo się ucieszyłam że w końcu znalezli się amatorzy naszych ekologicznych jabłuszek.


Zauważyli kozy, dziadkowi zabłysnęły oczy, zaczął opowiadać o swoim dzieciństwie kiedy w czasie okupacji Niemcy rekwirowali wszystkie zwierzęta oprócz kóz. Dzięki nim rodzina miała codziennie świeże mleko, czasami i mięso.
Mieli też ochotę kupić ser i mleko. Zaprosiłam ich w maju. To jest kolejny dowód na to, że o klientów na mleko i przetwory wcale nie jest tak trudno. Już nie pierwszy raz ktoś zupełnie przez przypadek trafia do nas po czym wyraża chęć zaopatrywania się w kozi nabiał.
Moje kozuchy akurat traktuję jako hodowlę bardziej hobbystyczną a nie zarobkową jednak w sezonie jeżeli będzie na tyle mleka, chętnie odsprzedam nadwyżki.

W dzisiejszym poście zamieściłam raczej już ostatnie wczorajsze zdjęcia kwiatów z ogródka. Troszeczkę jeszcze kwitnie ale nieuchronnie nadchodzi czas porannych przymrozków i za kilka dni będzie "po kwiatkach". Prace ogrodowe mam zamiar kontynuować wraz z powrotem lepszej aury, którą nam obiecują synoptycy. Zostało jeszcze trochę warzyw do wykopania.

Pozdrawiam Wszystkich "czytaczy" i do napisania ... 



16 komentarzy:

  1. Właśnie zajrzałam ,a Ty grabisz i kopiesz po chorobie...
    Mam nadzieję,że już całkiem wyzdrowiałaś :-)
    Chyba nigdy nie piłam koziego mleka ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyzdrowiałam mam nadzieję i nie mam zamiaru chorwoać w najbliższym czasie :)
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  2. Ja bym się z chęcią załapała na jabłuszka :) U mnie już są nocne przymrozki i większość kwiatów padła buuuu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia a ja bym Ci chętnie oddała skrzyneczkę :) coś tam jeszcze u mnie kwitnie, ostatnie dni.
      Ściskam

      Usuń
  3. No to na przyszłość musisz poszukać kawalera dla panienek...a może są biura matrymonialne dla kóz? ;-) Oby tymczasem były już zaciążone i samych kózek życzę!
    Takie jabłka ekologiczne to sam smak, zupełnie inne, niż z marketu, ech...
    Chciałabym powiedzieć: Uważaj na siebie, Magdo, nie przepracowuj się, jesienna pogoda jest zmienna, łatwo o chorobę... ale wiem, jak to jest z robotą w gospodarstwie ;) Sama się nie zrobi. Ale i tak mamy piękną jesień ;-) Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie ma biur matrymonialnych dla kóz ;) na szczęście na ten sezon udało mi się takiego jednego łaciatka przygruchać. Zwarty i gotowy czeka na sygnał (oczywiście kozi sygnał) :-)
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  4. Dokładnie, jak Inkwizycja pisze....:)
    A że na wsi to szybciej się zdrowieje...bo trzeba, to fakt...Jak sie ma koło czego i kogo chodzić. Poza tym parę pięknych dni, podobno, przed nami, wiec trzeba akumulatorki ładować :)
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tupajko no właśnie ... szkoda czasu na chorowanie, dzisiaj jest u nas przepięknie, prawdziwa złota jesień ;)
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  5. Dziewczyno, ale Ci zazdroszczę! Ja jestem tak zapracowana, że nawet nie spoglądam na ogródek, szczerze mówiąc - unikam jego widoku, hm... to nie jest dobrze... Dbaj o siebie, nie przemęczaj się;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, mam czas żeby porobić przy zwierzętach i w ogrodzie ale przyznam się że ciągnie mnie gdzieś "na etat". Zobaczymy jak to będzie.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  6. Za szarlotkę z takich ogródkowych spadów królestwo bym oddała. Albo za sok z "prawdziwych" jabłek.
    Nie dziwię się, że tak szybko do roboty się zabrałaś - szkoda czasu na chorowanie. Tych kilka dni słońca powoduje, że chce się żyć - i oczy trzeba nacieszyć, zanim przyjdzie ta bura jesień i zimowe krótkie dni.
    Życzę dużo sił i zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarlotkę piekę z częstotliwością co 3 dzień od dwóch miesięcy. Na szczęście jeszcze się amatorzy znajdują :)
      Chętnie bym Wam podrzuciła skrzyneczkę ale odległość pewnie znaczna.
      A robota faktycznie mnie goni, jestem zmarzluchem i jak nastaną chłody nic nie zmusi mnie do grzebania w ogrodzie.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  7. U nas kilkaset kilogramów jabłek czeka na zbłąkanych wędrowców! Rozdajemy komu się da. Szara reneta, złota reneta i trzy rodzaje starych odmian, których nazw nie znam. Też niektórzy pytają o cenę:)
    Mam w tym roku ogromny problem z randkami kóz. Żadnych "napalonych Jadź" nie widać. Cholerne ciche ruje. A tu czas płynie ...
    Wszystkiego dobrego imienniczko!
    Zdrowia i siły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Madziu :) Niestety więcej po jabłuszka nie przyszli, w niedzielę mamy zamiar zrywać Szarą Złotą Renetę, popakować w skrzynki i postaramy się rozwieść trochę po rodzinie i znajomych.
      Niestety u mnie też nie wiadomo co z kozami. Tylko Jadzia była "napalona" i najprawdopodobniej została zapłodniona. Frania niby podchody robiła do Bolusia ale była właśnie bez objawów i do końca nie wiemy jak się to skończyło. A Luśka nadal bez rui, przynajmniej takiej żeby można było coś zauważyć.
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  8. Chyba ,z konieczności uodpornisz się na tej swojej górce na choroby,Magdo.A na nudę tez nie będziesz miała okazji ponarzekać,skoro tacy goscie Cię odwiedzają.
    Kozie mleczko kiedys próbowałam,pyszne ,ale podobno dużo nie można go pić,bo coś tam,nie pamiętam ,jakie to przeciwskazania słyszałam.A na serek tez się zapisuję.Oczywiście ,jak będą nadwyżki.
    U mnie słoneczne dni nastały,chyba to słoneczko tez o Ciebie zahaczyło,nam nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście w sezonie wrócę do kozich przetworów i serek masz "zaklepany".
    Pogoda piękna. Cały tydzień spędziłam w ogrodzie. Dzisiaj doprowadzam chałupę do porządku.
    A na nudę nie narzekam nigdy, zawsze jest coś do zrobienia, no i czasem też fajnie się ponudzić.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń