wtorek, 26 lutego 2013

Wieści z porodówki

Urodziły się wczoraj, bialutkie jak śnieg, Bolusiowe dzieci. Dziewczynka i chłopak. Nareszcie po trzech latach doczekałam się pierwszej urodzonej kózki w naszym małym stadku. Mam nadzieję że wyrośnie na wspaniałą mleczną kozę.
Nie obyło się bez drobnych komplikacji, ale ostatecznie po ponad 15 godzinach czuwania, Jadzia powiła pareczkę kozlątek w 151 dniu ciąży. Zupełnie takich samych jak w tamtym roku Lusia. Nasza ADHD okazała się wspaniałą i troskliwą matką. Przyznam szczerze że nie miałam pewności jak będzie się zachowywać. Awanturnica z niej straszna, pierwsza do demolek i zaczepiania koleżanek. Jak na razie jest idealną mamą. Maluchy są bardzo ruchliwe i wygląda na to że wszystko jest w porządku.

Jeszcze wczoraj ...


Dzisiaj brykają aż miło ...


W przerwach oczywiście na cyca

I dumna kozia mama


I tyle z górki ... wiosny nie widać ...

piątek, 22 lutego 2013

Zima nadal

Czytam tak sobie wieczorową porą Wasze blogi i ogólnie widzę nastrój prawie wszędzie niezbyt wesoły. Ta przeciągająca się zima chyba już wszystkim daje się we znaki. Aktualnie wieje, zasypuje znowu już drugi, a może trzeci dzień ?
Wyżyłam się dzisiaj przy garach. Kapucha z grzybami, grochówka, mięso w sosie, mięso bez sosu, sałatka śledziowa i jakiś misz-masz z jaj i majonezu, przetopiłam smalec i tak się zastanawiam może jeszcze coś wstawić ? Tak mam, jak gotuję to hurtowo. Czasami nie gotuję wcale, wyjadamy wtedy z Młodym zapasy które w przypływie kulinarnego szału poczyniłam wcześniej.
Święty rano będzie jak co dwa tygodnie. Tyle że tym razem pewnie na dużo dłużej. Właśnie oznajmiono pracownikom że mają się pakować i jechać do domu. Wiedziałam że prędzej czy pózniej to nastąpi ponieważ firma od dłuższego już czasu ledwie zipała a od dwóch miesięcy nie wypłaciła pracownikom pensji.
Znowu stoimy w punkcie wyjścia, tylko ile razy można ? Chyba jednak jeszcze coś ugotuję.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Wyłączona

Jestem wyłączona z obiegu. Potworne migrenowe bóle głowy nie dają wytchnienia. Najgorsze są wieczory, noce i poranki. Dobrze że się przeciwbólowe skończyły, efekt żaden a tylko zatruwają organizm. Macie tak że blask monitora powoduje niemożność myślenia ?
Nie mam pojęcia czy to efekt ciśnienia, przedwiośnia którego nie widać, a może borelioza która zapadła w zimowy sen budzi się do życia ?
Biało, ślisko,mrozno, monotematycznie i niekoniecznie fajnie.
Przepowiadcze pogody bredzą, miało być u nas dwa na minusie a jest prawie 10. Poprzedni tydzień oscylował w granicach minus 4. Powinnam zacząć nocne spacery, dzisiaj w nocy zamrzła woda w wiaderku w obórce. Może się Jadzia jeszcze wstrzyma ?

Zazwyczaj nie komentuję wydarzeń z kręgu polityki i norm obyczajowych w naszym państwie. Staram się być jak najdalej od tego.  Chociaż nie powiem, pewne sprawy mnie bulwersują i przerażają.
Z racji uziemienia w łóżku dzisiejszego przedpołudnia zdarzyło mi się włączyć telewizor. Tvn24 na żywo nadawało relację z właśnie rozpoczynającego się procesu. Ile matek na co dzień zabija własne dzieci, ogrom tragedii ludzkich i innych równie podobnych historii. Z tego co zdołałam usłyszeć będziemy mogli co dwa tygodnie oglądać odcinki tego serialu. Nie wiem czy  dziewczyna z premedytacją, czy też nie zabiła swoje dziecko. Jestem przekonana, że prędzej czy pózniej odpowiednie organy dojdą do tego a sąd wyda sprawiedliwy wyrok. Ale na litość ... dlaczego to się będzie działo na oczach całego kraju ?

poniedziałek, 11 lutego 2013

Niech już będzie wiosna !

Tylko kartki z kalendarza przypominają o nadchodzącej wiośnie. Za oknem cudnie biało i gdyby to miał być początek grudnia takie widoki radowałyby serce.
Przebija się słońce i zapowiada ładny zimowy dzień z lekkim mrozem. Tylko jakoś nic nie cieszy.
Mam mieszane uczucia, z ciężkim sercem odrzuciłam propozycję pracy na którą pewnie czeka z 10 osób, cóż, ktoś się pocieszy. Chyba nie dałabym rady dojeżdżać i przebywać 9-10 godzin poza domem. Młody nie napali sobie w piecu, zwierzaki się nie obsłużą. Jestem zła że chociaż nie spróbowałam, szkoda że ta propozycja nie padła za miesiąc. Z roku na rok obiecuję sobie że to już ostatni kiedy jestem "kurą domową" i z roku na rok okazuje się że jeszcze nie pora. Pewnie Młody by sobie poradził, ale jakim kosztem ?  Odmówiłam i nie ma co rozpamiętywać.
Męczy mnie już to bezczynne siedzenie. Przez cały dzień wykonywanie miliona powtarzalnych czynności.  Wiedziałam że prędzej czy pózniej ogarnie mnie śniegowa depresja. Niech już będzie wiosna !

piątek, 8 lutego 2013

Cisza

Jeszcze kilka dni temu synoptycy zapowiadali hucznie koniec zimy. Nie wierzyłam, ponieważ wszelkie znaki na niebie i ziemi zupełnie tego nie zapowiadały.


Biała nie powiedziała ostatniego słowa. Wczorajszym świtem  przywitała mnie śnieżna zadyma która trwała do wieczora. Akurat  musiałam koniecznie rano być w miasteczku. Wyszliśmy z Młodym wcześniej z domu. Uzbrojona w łopatę dałam sobie pól godziny na odśnieżenie auta i dostarczenie dziecka do placówki edukacyjnej. Niestety samo odśnieżenie samochodu i odkopanie wyjazdu zajęło 40 minut. Po ujechaniu pierwszych dwudziestu metrów wpadłam w pierwszy poślizg. Było ich jeszcze kilka, a miałam do pokonania zaledwie 2 km i nie chwaląc się umiem jezdzić po śniegu, jak również w ekstremalnych warunkach. Zastanawiam się zatem czy coś złego nie dzieje się z autem. Po puszczeniu sprzęgła i lekkim hamowaniu przy prędkości 20 km, wywija piruety. Do domu wracałam z duszą na ramieniu. Wcisnęłam wraka w tunel między zaspami i tak niech sobie czeka na przyjazd świętego. Dzisiejszą wycieczkę do sklepu odbędę pieszo.


Myślę że jeszcze kilka tygodni zima zostanie z nami, nie wykluczone że z wielkanocnym koszyczkiem pójdziemy po śniegu. No i żeby dopełniła się całość, posypało, teraz przymrozi.



Kilka zdjęć tytułowej ciszy. Zdjęcia robione tuż po 8. Szczęśliwie tak się złożyło że święty będzie jutro, czeka go odśnieżanie dachów. Jeżeli zrzuci wszytko to co zalega będziemy mieli śniegu dosłownie po szyję. Osobiście mam dość, jeszcze czeka nas duża woda kiedy nadejdzie oczekiwana odwilż.










poniedziałek, 4 lutego 2013

Luty

No i przyszło to co nieuniknione, tym co marzyła się wiosna niestety muszą na nią poczekać. Rano na termometrze znowu magiczne 10 na minusie. W sumie dobrze że nie 15 ani 25. Niestety przyjdzie jeszcze czas i na takie ochłodzenie. Od 1 grudnia białe krajobrazy za oknem, na razie jeszcze nie dostałam zimowej depresji ale jeżeli w marcu nadal będzie mrozno i biało, może się tak zdarzyć.
I tak ta zima jest chyba najłagodniejsza, czyli czwarta od kiedy się tutaj wprowadziliśmy. Wspominam początki i samej mi czasami siebie żal. Niezle dostałam w tyłek tej pierwszej. Nie potrafiłam nawet w piecu napalić.
Życie na górce po wyjazdowych atrakcjach wróciło do normy. Dalej wiodę pustelniczy tryb życia, które chyba najbardziej lubię.
Planuję kolejne remonty które mamy zamiar zrealizować w tym sezonie, ale wolę nie pisać i za wiele nie planować, nie zawsze wychodzi tak jakby się chciało. Życie płata różne figle , ostatni rok (dobrze że już minął) nie należał do tych najprzyjemniejszych.
W zasadzie nie mam wiele do napisania i post jest zupełnie o niczym, poczułam potrzebę zaglądnięcia na bloga.
Czekam na wiosnę i lato. Vicek nie chce gadać z babsią na skypie, kładzie się na kanapie, wierzga nogami i robi głupie miny. W grudniu skończył 4 lata, chodzi do szkoły i będzie miał pierwsze swoje wakacje. Spędzi je na górce. Musimy się teraz dostosować do wolnego w szkole, więc Mały będzie u nas przez cały sierpień. Nie mogę się doczekać. Córka już kilka lat mieszka w UK a ja się jeszcze do niej nie wybrałam. Syn marzy o tym żeby pojechać do siostry. Święty parę lat temu pracował  w Manchesterze, byłam u niego i widziałam na własne oczy to "angielskie eldorado". Zaspokoiłam ciekawość i wcale mnie nie ciągnie. Matko co to była za podróż. Jakoś tak nieszczęśliwe, sama nie wiem dlaczego wybrałam się autokarem. Nigdy więcej.

Powoli zaczynam czekać na wykot Jadzi. Kupiłam mleko w proszku dla cieląt, tak na wszelki wypadek, znalazłam butelkę która została po zeszłorocznych maluchach, wygotowałam ją. Wyprałam zwierzęce ręczniki. Jestem przekonana że raczej nic z tych rzeczy nie będzie potrzebne, ale wolę uniknąć biegania po domu w nerwach. Zresztą do terminu zostało jeszcze ok 3 tygodnie, a koza jest we wzorcowej formie. Żeby tylko dużych mrozów nie było.

Upolowałam dzisiaj myszkę w domu, namęczyłam się i naganiałam za nią. Filip gdzieś przepadł a chciałam mu oddać moją zdobycz . Trzymam ją w słoiku i czekam na kota :)