piątek, 17 maja 2013

Maj

Maj wszedł w najpełniejszą fazę rozkwitu. Bzy wyglądają najbardziej fioletowo i najpiękniej pachną. Kiedy skończą kwitnienie nastanie lato.
Pogoda  różna, były już upały i krótka fala deszczu, który się bardzo przydał. A ja czekam na pierwszą wiosenną burzę. Lubię słuchać trzasku piorunów, które góry niosą zupełnie inaczej niż na nizinach. Ogródek za domem obsadzony, za kilka dni będę się delektować pierwszą rzodkiewką i już podjadamy liście sałaty. Nowy warzywniak przed domem jeszcze nie do końca ogrodzony i obsiany. Ciekawe czy coś urośnie na jałowej ziemi  nie uprawianej od kilkunastu lat. Niestety po raz kolejny nasza zamówiona jeszcze zimą orka, nie doszła do skutku. Wyrwaliśmy więc tylko niewielki kawałek ugoru.
Udało mi się  uprzątnąć rabatkę ziołową. Nareszcie bazylia, tymianek, mięta, cząber i melisa nie wchodzą sobie w paradę. Nastała pora niezapominajek, kwitną w każdym zakamarku, szkoda że ich kwitnienia nie można zatrzymać na dłużej. Irysy w pąkach, lada moment wystrzelą. Pory roku ... wiosna jest cudna, a zima stanowczo za długa.

Kurnikowa rodzinka całkowicie się zintegrowała. Zadziora nadal rządzi, ale nie przejawia już takiej agresji jak na początku. No i jaj coraz więcej, co bardzo mnie cieszy. Wygląda na to że w tym roku "kurzy" sezon będzie bardziej udany.

Kozy od rana do wieczora korzystają z pastwiska. Wychodzi na to, że uda nam się je w tym roku znacznie poszerzyć i cieszy mnie to ogromnie. Dzidziolowi ciężko się zintegrować z kozami, niestety nadal w głośny sposób oznajmia, że życie wśród swojego gatunku nie bardzo mu się podoba. Muszę przyznać że mu ulegam, choć pewnie nie powinnam. Często w ciągu dnia kiedy wykonuję prace na zewnątrz towarzyszy mi kręcąc się pod nogami i wskakując na plecy. Zamierzam go karmić butelką jeszcze do końca miesiąca. Potem mam nadzieję, nie będzie już tak pragnął mojego towarzystwa.

Zajadamy się nareszcie serami. Robię co drugi dzień. Mleka mało w tym roku, więc znika w mgnieniu oka.
Zastanawiam się czy zatrzymać kózkę od Lusi. Od początku byłam nastawiona, że mała będzie przeznaczona  do sprzedaży. Terenu do wypasu jest wiele, niestety obórki nie da się powiększyć. Jednak im bardziej zbliża się termin rozstania z kózką, tym bardziej mi szkoda. A Jadzia która zawsze przejawiała objawy ADHD po odchowaniu swoich dzieci stała się zupełnie inną kozą. Uspokoiła się chyba aż za bardzo i śmieję się, że chyba ktoś podmienił mi kozę. Nie tłucze już innych, nie rozbija wiaderek i boksów, spokojnie stoi przy dojeniu. W tamtym roku była niecierpliwa, często w połowie dojenia uznawała że czas skończyć. Wtedy zaczynała tańczyć i wierzgać, co często skutkowało wdepnięciem w mleko, lub jego wylaniem. Było-minęło. Teraz Jadzia jest idealną kozą, no i co też bardzo ważne znacznie zwiększyła jej się laktacja.

Często wracam myślami do zeszłego roku. O tej porze właśnie na początku maja rozkręcała się moja choroba. Poprzednia wiosna nie była taka pozytywna. Czułam się fatalnie, z każdym dniem gorzej. Nie byłam w stanie nic zrobić, często ustać na nogach. Najczęściej leżałam w łóżku. Czasami jak miałam na tyle siły  przesiadywałam lub leżałam  przed domem. Patrzyłam jak zarasta warzywniak i w myślach wyliczałam co powinnam zrobić lecz nie jestem w stanie.  Nie mogłam doić kóz, nie mogłam im zanieść wody na pastwisko ponieważ był to dla za duży wysiłek. Lekarze mnie leczyli sami nie wiedząc na co. Leki nie pomagały i z każdym dniem stawałam się coraz słabsza.  Po kilku tygodniach okazało się że była to borelioza. W zasadzie wymogłam na lekarzu skierowanie na badania. Moje przypuszczenia okazały się trafne.  Dzisiaj jestem zdrowa. Mam siły i chęci do działania. Nie leczę się, nie badam w ostatnim czasie. Jestem zdrowa i cieszę się z tego każdego dnia.

No i tyle na górce. Dziękuję Wszystkim podczytującym bloga że jeszcze do mnie zaglądacie. Może wieczorem uda mi się dołączyć do postu kilka zdjęć.