poniedziałek, 3 stycznia 2011

Kiedyś pisanie bloga przychodziło mi z ogromną łatwością. Powstawał post za postem, dzień po dniu. Pierwszego założyłam chyba ok 5 lat temu. Nawiązałam wtedy kilka wspaniałych znajomości, poznałam wielu ciekawych ludzi. Niestety posiadam przykrą wadę że często działam pochopnie i wszystkie zapiski po jakim czasie lądowały w "przestrzeni wirtualnej". Jedno kliknięcie i kilka lub kilkanaście miesięcy  znikało bezpowrotnie.
Może tym razem uda mi się poprowadzić ten dziennik trochę dłużej, może nawet przez cały dopiero rozpoczęty rok.

W sylwestra wróciliśmy. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło  podczas naszej nie obecności. O 4 rano przedarliśmy się do wychłodzonego domu. Woda na szczęście nie zamarzła, czego najbardziej się obawialiśmy. Jeżeli tak by się stało, do wiosny musielibyśmy nosić ją w wiadrach ze zródła.

Wkoło mnóstwo śladów, saren, zajęcy, lisich, odgadywaliśmy z Młodym tropy :)
Zwierzaki zadowolone z powrotu do domu. Muszę przyznać że obawiałam się podróży z nimi. Kotka po raz pierwszy jechała samochodem. Obie dziewczyny jednak łeb w łeb grzecznie leżały na tylnym siedzeniu. Mimo iż na co dzień za bardzo się nie kochają.

A wczoraj od rana mnie nosiło. Wstałam wcześnie, szybko zrobiłam obiad i zaczęłam intensywnie kombinować. W efekcie zażądałam od zdumionego Ema jakiegoś narzędzia którym mogłabym oderwać kawałek paskudnego linoleum leżącego na podłodze w kuchni. Chłop z pewnym ociąganiem wykonał polecenie. Nie powiedziałam mu od razu że moim zamierzeniem jest pozbyć się tego cuda w całości.
I tak najpierw mały  kawałeczek. Potem niewinnie " kochanie, zobaczymy jeszcze tutaj ... ? ".

Efektem czego cały wczorajszy dzień spędziliśmy na odrywaniu tego paskudztwa z podłogi. Pomocne okazały się szpachelka i szczotka druciana. Miałam nadzieję że deski które odkryjemy nie będą pomalowane farbą olejną, niestety płonne. Podłoga ogólnie nie wygląda za dobrze. Trzy dechy do wymiany całkowitej. Reszta będzie nam musiała posłużyć jeszcze jakiś czas, w tym roku nie planujemy remontu generalnego kuchni. Priorytetem będzie łazienka, która mam nadzieję powstanie latem.

A oto relacja z przebiegu prac :)

Jeszcze linoleum



Nie dobrze - dziury :(  Sprytnie ukryte pod kawałkami blachy. Chodząc po podłodze nie mieliśmy pojęcia ze pod spodem jest takie próchno.



Kto przybijał te gwozdzie ? Zgodnie doszliśmy do wniosku że znamy człowieka który jest taki dokładny :)



Efekt końcowy. Nie jest olśniewający ale wkrótce będzie lepiej. W najbliższej przyszłości oczyścimy dechy z farby. Potem zobaczymy.



A to zdjęcie oczyszczonej podłogi w pokoju. Żałuję tylko że pomalowaliśmy ją lakierem. Są ślady po kornikach, mnie to zupełnie nie przeszkadza.




I jeszcze ... zrobione przed chwilą. Widok z okna.







Widzę że przez bardzo krótki okres swojego istnienia blog zyskał kilku obserwatorów. Cieszę się z tego bardzo i pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. U nas było dokładnie takie samo linoleum! a pod nim cudowne, szerokie i nieuszkodzone dechy! Czyli tak zwany SKARB. Za to Wasza podłoga w pokoju jest w zdecydowanie lepszym stanie niż u nas. Nasza nadaje się tylko do wymiany... Pozdrawiamy Noworocznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. z nowym rokiem nowym...;)/ święta święta i...zrywanie linoleum ...z wielką ciekawością i z zapartym tchem śledziłem ...co jest pod tym linoleum???:) teraz już wiem ...że kogoś czeka sporo pracy ;( a co się odwlecze.../ale efekt będzie jak w pokoju czyli SUPER+.. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Asia i Wojtek - Waszego bloga śledzę z zapartym tchem już od dłuższego czasu. Przyznam się że zainspirowaliście mnie do założenia własnego.
    A z podłogami tak do końca to nie wiemy co zrobić. Niby dobre dechy ale położone na legarach które pewnie są popróchniałe. Na dobrą sprawę powinno się zerwać wszystko, kupić nowe dechy, legary, ale ... no własnie jedno małe ale. Jest tyle innych potrzeb że w zasadzie te podłogi nie są w pierwszej kolejności. Skoro będą jeszcze do odratowania, postaramy się to zrobić. W korytarzu w odruchu rozpaczy ( szczury - przedostawały pod podłogą ) zrobiliśmy wylewkę i położyliśmy płytki. Nie jestem z tego zadowolona. Podłoga jest zimna i jakoś tak nie bardzo mi pasuje.
    Pozdrawiam

    Tegi - święta, święta ... czas lenistwa minął i trzeba działać. A pracy to mamy jeszcze tutaj na wiele lat. Wszystko robimy sami, czterema łapkami.
    Kilka miesięcy temu sąsiad zaczął budowę domu a my remont korytarza. Chłop już się dawno wprowadził, nawet zrobił elewację, a nasz korytarz ... ? powiedzmy że skończony ... prawie - a prawie robi wielką różnicę ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. w zasadzie to lepiej jak ma się co robić niż się nudzić;)ale pewne problemy po mimo najszczerszych chęci są trudne do przeskoczenia... z tymi wykończeniami to tak bywa jeżeli się przedłużają początkowa koncepcja może się zdewaluować;( i już nie warto kończyć tylko trzeba zrobić po nowemu;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas na wsi prowizorycznie dechy uszczelniliśmy pod oknem pianką montażową i niestety ta prowizorka trwa do dziś:(

    OdpowiedzUsuń
  6. OLQA - miło mi gościć na blog. Wiesz ... czasami mam nieodparte wrażenie że u nas wszystko to prowizorka ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń