czwartek, 26 września 2013

Burza

Nie napiszę, że zupełnie mnie to nie ruszyło ponieważ skłamałabym. Deklaracje jednak były takie. Owieczka zakupiona wiosną miała być przeznaczona do konsumpcji. Nadeszła pora żeby pożegnać się z puchatą koleżanką. I tak oto kilka dni temu we mgle porannej przy pomocy chłopaka który zna się na rzeczy, nasza owca dokonała żywota.  Cóż mam napisać, że miała dobre życie i się rozczulić. Nie napiszę.

Za to zjedliśmy wyśmienitą pieczeń z udźca jagnięcego. Barszcz ugotowany na żeberkach wyszedł zupełnie inny niż na mięsie zza sklepowej lady.  Dzisiaj wyciągnęłam kolejne porcje na pasztet. Jestem przekonana, że będzie pyszny.
Stwardniałam mieszkając tutaj. Podejmuję decyzje których jako typowy mieszczuch zapewne bym nie podjęła. Rodzina (ta z miasta) raczej nie popiera, wolą kupować mięso w sklepie. W przyszłym roku pewnie też zdecyduję się na jagnięta. Może pomyślę o zakupie brojlerów.
Przez ostatnie trzy lata urodziło się u nas kilka koziołków. Ludzie mówią, zabij, spróbuj jakie dobre mięso. Jednak jakoś nie mogę. Rodzą się te maluchy w naszej obórce, wynoszone, wygłaskane, ufne. Wyrastają z nich łobuzerskie "małe byczki" i idą w świat. Zobaczymy co wiosna przyniesie.

Na razie mamy swoje mleko, jaja, sery. Co prawda polegałam w tym roku w warzywniaku, no ale nie można mieć wszystkiego. Pomidorów, ogórków i cukinii udało się trochę zebrać. Zrobiłam trochę przetworów. Ostatnio paprykę, pyszna wyszła, słodka taka jak lubię.

Na pastwiskach rosną kanie w zastraszających ilościach. Można wiadrami zbierać. Powiadają że rosną tam gdzie wypasane są zwierzęta. Widocznie coś w tym musi być.

A dzisiaj po południu niebo zachmurzyło się i zagrzmiało. Przeszła krótka, ale bardzo intensywna burza z gradem. Przyznam szczerze że z Młodym trochę stracha mieliśmy. Po burzy zapanowała ciemność i przez kilka godzin nie było prądu. Lekcje przy świecach przy ciepłym piecu kuchennym w którym wesoło trzaskało drzewo. Powrót do przeszłości ... ? :)

24 komentarze:

  1. I ja stwardniałam Magdo. Często o tym mysle, jak bardzo zmieniłam sie mieszkajac na wsi. I jak nie umiem wytłumaczyc tej zmiany rodzinie z miasta. Tu trzeba po prostu zyc stale, by to rozumiec. Bo zyjac tak blisko natury stajemy sie pomału jej częścią i przyswajamy sobie jej prawa. A one każa nam robic wszystko by przezyć i by zyc zdrowo i w miarę spokojnie. Oraz by oszczędzać na czym sie da, bo zycie tu jest drogie i trudne.Bardzo trudne. Pracowite aż do bólu i do płaczu nieraz. Choć miastowym wydaje się, że na wsi to mamy sielanke jak z Pana Tadeusza.I nikt sie nad nami nie rozczula. Sami musimy podejmowac trudne decyzje i brac za nie odpowiedzialnosć.
    Niedawno zapytałam chłopaka z sąsiedztwa, hodującego pokaźne stado kóz i widząc, że mu sie stado gwałtownie zmniejszyło, czy zabili wiekszosc kóz?
    - Tak,! - odparł spokojnie i dojrzale - Zwykła, gospodarska sprawa!
    Tak, wciaz dojrzewamy do tego by wiele rzeczy z tego wiejskiego zycia było dla nas taka zwykłą, gospodarską sprawą. Wciaz są jakieś opory moralne i drżenie serca, ale każdy trudny dzień sprawia, musi sprawiać, ze twardniejemy by przetrwać.
    Dziękuję Ci Magdo za Twój dzisiejszy post i za wyrazenie w nim tego, co dla nas wspólne.Podobnieństwa bardzo zblizają!
    Pozdrawiam Cieciepło z chłodnej, podkarpackiej wioski!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Olgo. Odnoszę wrażenie że rozmijam się trochę z moją rodziną z miasta. Nikt nie wierzył że owca zostanie zjedzona. Myśleli że po prostu to moja kolejna fanaberia, kozy, kury to i owca zostanie a może nawet się rozmnoży. Najbardziej się dziwiłam kiedy radzili mi ją sprzedać i kupić schab w sklepie. Tu znowu ja nie rozumiałam o co chodzi. Były tez argumenty jak wytłumaczę synowi zniknięcie zwierzaka. Nie tłumaczyłam, syn od początku wiedział co się stanie.

      W każdym razie nerwów się sporo najadłam i zgryzoty. A tutaj tak jak piszesz, życie to nie bajka. Trzeba być silnym żeby przetrwać i nie chodzi nawet o jedzenie swojego mięsa. Skoro zdecydowałam się żyć tutaj, mam możliwości wyhodowania sobie namiastkę zdrowej żywności to dlaczego mam z tego nie korzystać. Dla idei ?
      Oczywiście trzy lata temu nie zabiłabym owcy ani żadnego innego zwierzaka. Pamiętam jak przy królikach miałam ogromne opory. Życie biegnie jednak do przodu, nie można się cofać wstecz.
      Wszystkiego dobrego Olgo Również dziękuję za Twój komentarz.
      Ściskam

      Usuń
  2. Na wsi każdy twardnieje,również planuję własne mięso...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie zwierzaki zamierzacie hodować na mięso ?

      Usuń
    2. Kury, tak sobie myślę i racjonalną gospodarkę mięsem wprowadzić

      Usuń
    3. Też bym chciała mieć więcej kur na jaja i od czasu do czasu jakiś rosołek. Sęk w tym że taka zwykła kura nioska bardzo długo musi rosnąć żeby nadawała się do gara. Moje kurczaki z jajek o ile dobrze pamiętam wykluły się 6 czerwca. Gdybym je chciała teraz zabić to mięsa niewiele by z nich było. Dlatego pomyślałam sobie o brojlerach. Dużo jedzą, ale szybko rosną. Chyba po 8 tygodniach nadają się do jedzenia. Nie wiem czy czegoś nie pokręciłam. Nioski na jajka też są super tylko kurki muszą dużo spacerować a moje jak spacerują to je lis wykrada, Nie wiem jak to będzie w przyszłym roku. Trochę się zniechęciłam. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie już bez jajeczka swojskiego, a jajek nie kupuję już w sklepie od wiosny :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Ja tak właśnie myślałam, co to będzie jak koguciki się wyklują z niosek? Nie poddawaj się - aby do wiosny;-) mnie teraz czeka malowanie przedpokoju i kuchni, oraz budowa wiaty dla huskych:-)

      Usuń
  3. A ja nie potrafię. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zabić i zjeść zwierzę, którym się opiekowałam, zresztą w ogóle bliżej mi do wegetarianizmu - mięso u nas pojawia się rzadko i głównie dla Cioci i Wojtka. Jagnięciny, cielęciny i koźlęciny nie jadam w ogóle - ze względów ideologicznych.Nie przyrządzam ich też. Tak samo jak nie tykam mięsa z sarny, jelenia, zająca, czy ptactwa dzikiego. I nie sądzę, żebym stwardniała...
    Pozdrawiam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu ja wiem, że nie każdy by się zdecydował zabić zwierzaka którego sam wyhodował a potem jeszcze go zjadł. Temat kontrowersyjny, przyznaję. Dlatego chwilę zastanawiałam się czy opublikować ten wpis.
      No ale przecież to moje życie, moje decyzje i moja owca. Ile osób, tyle poglądów. Zresztą mam nadzieję na dyskusje w komentarzach pod tym wpisem.
      My akurat jesteśmy typowymi mięsożercami :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Kozo miła - ja przecież nie oceniam:-))) Życie jest jakie jest. Ja tylko mówię, że po prostu tak nie umiem - nad czym zresztą i Wojtek i Ciocia ubolewają, bo marzy im się własna kura, albo świeże, pewne mięso. Nie wiem nawet czy to moja zaleta, czy wada. Pewnie zależy z której strony spojrzeć:-)))
      Pozdrawiam serdecznie!
      Asia

      Usuń
    3. Dziewczyny, zgóry przepraszam, że siębwtrącam, ale myślę, że powinniśmy o tym mówić, bo przecież każdego dnia gdy kupujemy mięso stwarzamy zapotrzebowanie na nie i ktoś dla nas w rzeźni zabija, tylko jak poczytamy jak takie awierzęta są hodowane i jak zabijane, to myślę, że lepsze krótkie życie, a dobre i szybka śmierć, oraz mniejsze ilości mięsa.

      Usuń
    4. I tu, kochana, masz rację! Pamietam jak dziś pewną opowieść: o smutnej kurze... Podczas robienia jednego z naszych reportazy rozmawialismy z pewną panią - stareńka gospodyni, gdzieś z maleńkiej, kaszubskiej wsi. I mówi ona do nas głosem pełnym oburzenia: pani, wie, że "tamta" ( to o sąsiadce ) niesmutną kure ubiła na rosół?! Ja na to: ale jak? Niesmutną? - To nie wie pani, że jak kura smutna chodzi to jej czas jest już bliski i trzeba jej smutny żywot przerwać? Bo i tak padnie niezadługo?. Ale takiej wesołej, nie godzi się, nie godzi... Przyznam, że ta argumentacja przemówiła do nas i nawet nasza córka zgadza się na spożycie rosołu " ze smutnej kury". Bo jej czas i tak już był bliski...
      A.

      Usuń
    5. W miastach śmiejemy się z wsi, często pogardzamy ludźmi ze wsi patrząc na ich przedmiotowe podejście do zwierząt, a ja im dłużej na wsi, tym bardziej jestem świadoma jak to w miastach ludzie żyją często niemądrze i nieświadomie, to wszystko jest tylko ładnie ubrane w słowa puste gesty...

      Usuń
    6. Asia ja wiem że nie oceniasz i nie odebrałam źle Twojego komentarza. Tak jak pisałam wyżej, każdy ma swój charakter i postępuje jak mu sumienie nakazuje. Kiedyś myślałam podobnie jak Ty. W ostatnim czasie jednak przedkładam zdrowe żywienie nad sentymenty.
      Swoją drogą ja bym Cię namawiała do zakupu kilku kurek. Nie dla mięsa, ale dla jaj ;)

      Konik Polski - a wtrącaj się Kochana ile wlezie. Fajnie tak sobie czasem podyskutować :)
      Ale nie do końca zgadzam się tym że napisałaś że ludzie z miasta śmieją się z tych co mieszkają na wsi.
      Całe lato odwiedzali mnie właśnie ludzie z miasta, przyjeżdżający na odpoczynek letnicy. Kozy nie dają dużo mleka, ale od czasu do czasu nie ukrywam że sprzedaję sery. Cieszą się one ogromnym powodzeniem. Nikt już nie mówi że koza śmierdzi, dla niedowiarków zawsze znalazła się odrobina mleka na spróbowanie. Większość osób jest zachwycona i zwierzakami i wyrobami.
      Wydaje mi się że świadomość w miastach jest coraz większa tylko oni nie mają wyboru.

      Usuń
  4. U nas wczoraj była regularna burza. Ciekawe jaka nas czeka jesień...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu na razie wrzesień chłodny i deszczowy niestety. Może październik będzie łaskawszy.
      Swoją drogą rzadko się zdarzają burze pod koniec września.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Kozo miła, nie miej żadnych wyrzutów sumienia. Przecież ta owca miała życie rajskie, biegała po łące, nikt się nad nią nie znęcał. Śmierć przyszła nagle i z rąk pewnych, bez zbędnego bólu. Najważniejsza jest jakość życia zwierzęcia. Ta twoja rodzina to nieźli hipokryci, radzą Ci kupić schab ale nie chcą przyjąć do wiadomości, że to jest kawałek zwierzaka, które najprawdopodobniej żyło w ciasnej klatce, nigdy nie widziało słońca i przeżyło potworny strach czując nieuniknioną śmierć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo jasne że miała rajskie życie i została w sposób jak najbardziej humanitarny zabita. Też o tym myślałam.

      Jeżeli chodzi o rodzinę to może nie do końca tak, że są hipokrytami. Tylko oni myślą kategoriami z jakimi ja tu przyjechałam. Kiedyś owca była dla mnie niemal egzotycznym zwierzakiem, które mogłam pooglądać sobie na wakacjach lub ewentualnie w zoo. Zamieszkałam tutaj i po kilku latach owca przestała być już dla mnie taka egzotyczna. Dla rodziny która mnie odwiedzała, Baśka była Baśką do głaskania. Były ochy, achy i zachwycanie się jaka jest ładna. Ja jej raczej nie głaskałam i nie pozwoliłam sobie na to żeby się do niej przyzwyczaić. Znałam jej przeznaczenie.
      Dlatego ciężko było im zrozumieć moją decyzję.
      Pozdrawiam i czekam na wpis ze słonecznej Hiszpanii.

      Usuń
  6. Madziu, tak trochę odbieram Twój post jakbyś się tłumaczyła z tego co zrobiłaś. A nie ma z czego.
    Przecież na co dzień wcinamy mięso, a zwierzęta te na 100% nie umierają w humanitarnych warunkach.
    Jestem mięsożerna i wolę jeść zdrowe mięso ( wiem czym karmię ) niż kupować nafaszerowane antybiotykami świństwo.
    Właśnie ustaliliśmy z mężem ze na przyszły rok kupujemy dwa baranki do konsumpcji:))
    A tym co tak czasem krzyczą na zabijanie zwierząt mam ochotę powiedzieć - miej sumienie i wpierd... kamienie :))))
    U mnie też była burza ale bez gradu.
    buziaki kochana :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko nie tłumaczę się, a może trochę przed sobą.
      Plan założony został wykonany. I nie żałuję wcale i polecam Wam jagnięcinę bo pycha mięso :)
      A jeżeli chodzi o mięsożerność to u nas raczej jest w codziennym menu.
      Ściskam

      Usuń
  7. I ja stwardniałam, kiedyś bym nawet nie pomyślała żeby ubić koziołka a później go zjeść. Teraz mam już inne podejście, nic mnie nie złamie nic nie dobije. Obrosłam twardą skórą ale nie wyzbyłam się uczuć czy empatii. Jem co wyhoduję i jestem z tego bardzo dumna, czas pokaże jak się skończy dla mnie moja droga czy zdrowo i na starość sprawnie czy leżąco i umierająco w cierpieniach. W świecie idzie produkcja nie żywności ale masowej chemii może ja uchronię siebie i bliskich od zatruwania organizmu. U nas tez przeszła burza grzmiało i wiało ale bez gradu. Natura szaleje, świat ogłupiał chociaż my stoimy twardo na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z dziada pradziada hodowano aby zabijać i jeść. My nie hodujemy nic ale nie kupujemy mięsa w sklepie bo bierzemy świnkę od gospodarza a i często znajomy myśliwy podrzuca nam dziczyznę. Kto chce niech je roślinki. My lubimy pieczyste. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Temat typu : jesc czy nie jesc mieso to temat rzeka. Dyskutowac mozna godzinami. Dzieki Bogu, kazdy ma wolny wybor ku temu. A to, ze ktos je czy nie je miesa nie ujmuje mu w byciu dobrym czlowiekiem i wielkim sercu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * o wielkim sercu:) Za szybko pisze i poplacze literki:)

      Usuń