niedziela, 22 stycznia 2012

Kryzys za kryzysem

W sobotę rano Mizia przechodziła poważny kryzys. Myślałam że stracimy kozuchę. Wezwany weterynarz podał jej kroplówkę i wapno. Powiedział że nic więcej zrobić nie może. Wieczorem koza zaczęła się dusić, leciała jej piana z mordki, wyła, widok straszny. Miała objawy wzdęcia, lekarz tego nie rozpoznał. Wlaliśmy w nią ze świętym pól litra wody z drożdżami. Podobno taka mikstura pomaga na wzdęcia. Ponieważ do 1 w nocy nie było poprawy zdecydowałam się upuścić gazy z żołądka. Wsadziłam jej kawałek węża ogrodowego do pyska, głęboko do przełyku. Zabieg się udał i Mizia zaczęła przeżuwać. Kamień z serca.

Niestety stan kozuchy nie poprawił się na tyle, abym mogła odetchnąć z ulgą. Mało je, troszeczkę chodzi ale ogólnie wydaje mi się że poprawa jest nikła i koza cały czas cierpi. Wygląda jakby nie bardzo wiedziała co się z nią dzieje. Popadła w letarg. Przykro patrzeć na takie cierpnie.

Dodatkowo problem zaczyna się z Lusią, która ma rodzić z ok 3 tygodnie. Również straciła apetyt. Jedynie poskubuje siano. Wszystkie smakołyki które pochłaniała w mgnieniu oka do tej pory, zostają w garnku. Nie chce owsa ani warzyw. Zastanawiam się czy jest przestraszona tym co działo się z Mizią, a może moje kozy zapadły na jakąś dziwną chorobę której nie może rozpoznać weterynarz.

Grzebię w internecie. Wysyłam maile do hodowców z prośbą o rozpoznanie.

Zastanawiam się nad sensem dalszej hodowli. Targają mną wątpliwości i nie wiem co dalej.

Kozlęta są bardzo słabe. Przed wczoraj oba już stały na nóżkach. Niestety z każdą godziną ich stan się zmienia. Wczoraj wyraznie osłabły. Całą noc płakały i płaczą do tej pory. Karmię  butelką co kilka godzin. Piją mleko dla cieląt. Nie mam pewności co dalej będzie. Raz jeden przechodzi kryzys, raz drugi. Na dzień dzisiejszy słabszy jest kozlak,  który w pierwszym dniu był silniejszy. U jednego z maluchów od początku występowała biegunka, w tej chwili sytuacja się unormowała. Jednak mam wrażenie że oba kozlątka cierpią na bóle brzuszków. Przed każdym wypróżnieniem płaczą. Płaczą też kiedy robią siku. Nauczyłam się już jak funkcjonują. Przy wypróżnianiu masuję im odbyty, na siku podnoszę do góry żeby się nie oblewały. Mamy rytm dnia. Między 6-8 rano butelka, siku, kupa, spanie masowanie, butelka, siku, kupa i tak cały dzień. Zupełnie podobnie jak przy ludzkim dziecku. Próbuję je rozruszać. Masuję nóżki, podnoszę. Widzę że lubią kiedy je dotykam. Wtedy wyraznie się uspokajają. Zużywam ogromne ilości papierowych ręczników i chusteczek dla niemowląt. Czuje niepokój zostawiając je w domu na kilka godzin bo nie wiem co zastanę po powrocie. To trochę takie nienaturalne. Nie mogę ich jednak wynieść do obory ponieważ są jeszcze zbyt słabe. Mogłyby się wychłodzić w nocy. W sobotę święty przygotował dla nich boksik po Bolku. Mają przygotowane miejsce i mam nadzieję że za jakiś czas będę mogła je przenieść.

Mizia całkowicie straciła mleko,  problemy zaczęły się kiedy przestałam im podawać drogocenną siarę. Nie było tego wiele, czasami kilkanaście kropli, czasami 10 ml. Widocznie wystarczało aby w miarę funkcjonowały. Skończyła się siara, zaczęły się problemy.

Maluchy są pod opieką weterynarza. Dostały wapno, kroplówki na wzmocnienie, selen. Nie zliczę już ile wykonałam telefonów do tego lekarza. Jak widzę że któryś z maluchów słabnie, wsiadam w auto i jadę do gabinetu. 

Wczoraj minął tydzień odkąd koza zaczęła cierpieć i  zaczął się poród którego tragiczny finał rozegrał się w środę. Jestem zmęczona. Walczę, ale mam się ochotę poddać. Tak bardzo chciałabym aby przeżyły. Jeden z maluchów ma bezwładną nóżkę. Najprawdopodobniej jest to ta, za którą był wyciagany podczas porodu.

Kozlątka jak wszystkie kozy lubią być wyżej niż inni. Dlatego upodobały sobie półeczkę na którą potrafiły już wpełznąć. To były szczęśliwe chwile. Miałam wtedy przekonanie że idzie ku lepszemu i uda nam się. Dzisiaj już nie pełzają. Płaczą i są osłabione. Znowu czeka mnie wizyta u weterynarza.


Znana jest mi już płeć maleństw, ciekawe czy zgadniecie ? lekarz się pomylił, dziwne to dla mnie. Chociaż po tym wszystkim nie powinno mnie już nic zdziwić.



9 komentarzy:

  1. biedna Mizia!trzymam kciuki,żeby wyszła z tego! i żeby koźlęta zaczęły stawać na nóżki!to okropne uczucie widzieć jak podopieczni cierpią!nie znam się się na zwierzakach, tyle o ile na ludzkich dzieciach (mam dwójkę)- może są jakieś probiotyki na kozie brzuszki?może weterynarz coś poradzi?
    Trzymaj się Kozo dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i poryczałam się. Naprawdę nie wiem jak Cię pocieszyć.
    Jesteś niesamowicie dzielna!
    Mleko dla cieląt mocno różni się składem od koziego i może powodować ciągłą niestrawność. A nie ma jakieś mlecznej kozy w okolicy? Pewnie już się dowiadywałaś ... Próbowałaś podawać Mizi i maluszkom glukozę? Może wet. dawał w kroplówce? Kiedyś, dawno temu, słyszałam wśród koniarzy o zdobywaniu mrożonej siary dla źrebiąt, którym padła matka. Może teraz są to już dostępne specyfiki? Tylko obawiam się, że koszty makabryczne!
    Koźlątka wyglądają na pięknie rozwinięte i duże, z wszelkimi szansami na przeżycie. Myślę, że to dziewczynka i chłopak.
    Nadaj im imiona - to czasami zatrzymuje tych, co są na granicy.
    Trzymaj się! Życzę Ci wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda ja to już przechodzę załamanie i taka mną frustracja trzepie że nie mogę znaleźć sposobu na ratunek :(

    OdpowiedzUsuń
  4. trzymaj się kochana-nie znam się na kozach ale myślami jestem z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, Kozo, tak czekałam na DOBRE wiadomości od Ciebie... Jest mi strasznie przykro, że tak cierpią Twoje kózki, mam mokre oczy i nie potrafię nic sensownego doradzić... tylko tyle, że trzymam kciuki zaciśnięte i posyłam mnóstwo dobrych myśli i zaklęć.
    Takie cudne są Twoje koźlątka, Magda ma rację - nadaj im imiona, czasem pomaga takie zaklinanie rzeczywistości. A że wet płci nie poznał... jakoś mnie nie dziwi :(( Trzymajcie się jakoś i walczcie, musi być dobrze! Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  6. No i ja też się poryczałam i myślę, że ja też się chyba nie nadaję, ludzie na wsi podchodzą do tego zupełnie inaczej, z dystansem. Ja i Ty Magdo traktujemy nasze zwierzęta jak członków rodziny i będziemy walczyły o nie do końca. Dziewczyno jesteś tak dzielna, przeszłaś tyle, wierze, że masz ochotę sie poddać, ale wiem, że tego nie zrobisz. Nie poddawaj w wątpliwość sensu dalszej hodowli, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, włożyłaś w ten poród tyle serca, siły, że musi być. Najgorsze jest to, że żaden weterynarz nie potrafi Ci pomóc, ta cholerna bezradność, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak musisz się czuć. Koziołki są cudne i takie bezbronne, gdybym umiała czarować...

    OdpowiedzUsuń
  7. śliczne, wspaniałe i miejmy nadzieję, że na tyle silne, że ta historia skończy się szczęśliwie. Dzielna z Ciebie kobieta. Życzymy poprawy, zdrowia i radości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana wiem że masz już dość i ta sytuacja cię wykańcza ale jeszcze tylko parę dni i kryzys powinien minąć. W piątkowym dzienniku polskim był artykuł o kozach i tam było podane nazwisko pana który miał dużą wiedzę o kozach. Niby zajmował się odtwarzaniem zasobów genetycznych ale może warto spróbować Pisał w tym artykule że zdarzyło się tez że kozy zaczęły padać i nie wiedzieli z jakiej przyczyny. Może byś spróbowała i zadzwoniła do tego instytutu Zootechniki w Balicach. Może on by pomógł. Myślę że numer znajdziesz w internecie a pan się nazywał Jacek Sikora.
    Trzymam kciuki
    Dana

    OdpowiedzUsuń
  9. Kozo, zostałam poproszona o zamieszczenie takiego komentarza u Ciebie:
    Inkwizycjo,mam prośbę o zamieszczenie mojego komentarza na blogu "na górce" Kozo, nie wiem czy Twoja pierwsza koza i jej koźlęta przeżyją, spróbuj zaparzyc im siemie lniane, nie wiem jakie mleko podajesz, ale sprawdz skład jeśli jest to sztuczna mieszanka dla cieląt, to może miec zbyt dużo soli albo lnnych związków,trochę ją rozrzedź, a może masz dostęp do świeżego mleka krowiego,ostatecznie sklepowe byle nie uht. nie szukaj siary, bo ona jest dobra dla osesków przez pierwsze 24 godz.... natychmiast przestań dogadzac drugiej kozie, 2 miesiące przed porodem dobre siano i woda, zero owsa, zero innych smakołyków wysokobiałkowych,nawet jeśli to siano z lucerny. zaopatrz się w środek podawany krowom w trakcie porodu pod nazwą glikol, lub z glikolem w składzie, bez obaw to nie ten glikol powszechnie znany, pierwszej kozie tż możesz go podac trzymajcie się maria z bystrzycy

    OdpowiedzUsuń