wtorek, 8 stycznia 2013

Zimowe kozy

Zimowe kozy zostawiam. Zdjęcia przed chwilą zrobione.
W nocy przymroziło do minus dziesiątki, za to teraz piękne słońce. Biegały jak szalone. Tylko Jadzia ADHD nadzwyczaj spokojna.
Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.
Do napisania drodzy czytelnicy pod koniec stycznia. Co nie oznacza że do Was zaglądać nie będę ;)











 



środa, 2 stycznia 2013

Styczniowy spokój

Ależ się dziwnie zrobiło. Młody z niechęcią poświąteczną pojechał do szkoły, święty zameldował dotarcie do stolicy. Cisza, spokój. Na termometrze za oknem dycha na minusie. Drzewo pohukuje w piecach. A ja nie bardzo wiem co mam zrobić z dniem który będzie dzisiaj wyjątkowo długi.
Wyjdę nakarmić kozy, przyniosę kilka koszyków drzewa, ugotuję młodemu jakiś lekkostrawny obiadek i może udam się do naszego nowego marketu po karmę dla zwierzaków. A mogłabym dalej kontynuować remont, wyczyścić ramę na lustro lub wymyślić sobie inną robotę. Mogłabym ... ale dzisiaj chcę się ponudzić, albo może podelektować  spokojem. Lubię takie poranki co nie oznacza że lubię kiedy święty wyjeżdża, chyba się po prostu przyzwyczaiłam.

Zdziczałam na tej  górce. Trochę zaczynam się denerwować wyjazdem. Nie byłam u rodziców ponad dwa lata. Pewnie spotkam wiele znajomych, koleżanki, rodzinę której nie widziałam bardzo długo. Cóż ... decyzja zapadła dość dawno. Zresztą bardzo chcę się zobaczyć z rodzicami którzy nie mogą się już na nas doczekać.

Denerwuję się czy kozy będą miały należytą opiekę i chyba tym najbardziej. W naszej okolicy znajoma otworzyła hotel dla zwierząt. Początkowo mieliśmy nasze kozuchy przewiezć do niej, ale po dłuższym zastanowieniu umówiłam się że będą do nich przyjeżdżać dwa razy dziennie. Myślę że jest to lepsze rozwiązanie od stresu który by pewnie miały w innym miejscu. Tym bardziej że Jadzia już w wysokiej ciąży. Mam nadzieję że nic złego się nie wydarzy podczas naszej nieobecności. Ot i takie dylematy ....

W zeszłym roku styczeń zafundował mi paskudne przeżycia z Mizią i kozlakami. Mam nadzieję że w tym roku nic podobnego się nie wydarzy. Mizi już z nami nie ma .... szkoda. Oglądałam ostatnio jej zdjęcia, wspominaliśmy ze świętym jaka z niej pocieszna kozucha była. W ostatnim okresie swojego życia zachowywała się zupełnie jak pies. Spacerowała przed domem. Przychodziła na zawołanie. Nie chodziła na wybiegu z innymi kozami. Oddzielnie jadła. Była bardzo słaba i powolna. Przeżuwała trawę bardzo powoli, jadła w małych ilościach i szybko się męczyła. Dodatkowo często odnawiały jej się ropnie które nie chciały się goić i sączyła się z nich ropa. Mimo wielokrotnych wizyt weterynarza nie było poprawy. Po kolejnym pogorszeniu zdecydowaliśmy o skróceniu jej cierpienia. Chyba nie pisałam o tym na blogu wcześniej. Teraz po pół roku czas trochę zatarł wspomnienia.


wtorek, 1 stycznia 2013

Do Siego !

Nareszcie. Koniec obżarstwa, koniec szaleństw. Teraz się odchudzamy i nie spoglądamy na gary, a jak gotujemy to "chudo" i finezyjnie.
Jak co roku spokojnie bez petard i huku weszliśmy w NOWE. Po sąsiedzku przy (o zgrozo) suto zastawionym stole świętowaliśmy ten NOWY. Stary nie zawsze miły i bezproblemowy zostawiamy za sobą.
I do przodu. Za chwilę wyjeżdżamy z Młodym do wielkiego - starego miasta. Tam się pogościmy jakiś czas, wrócimy pod koniec miesiąca. Luty to czas oczekiwania na nowe życie, oborowe rzecz jasna, a potem już z górki ślizgiem i będzie wiosna. Wiosna i wiosenne tulipany, a przed nimi wychylą się jeszcze przebiśniegi i krokusy i będziemy wąchać jak pachnie ziemia.
Do Siego roku wszystkim znajomym, cichym i bardziej rozmownym czytelnikom życzy przejedzona Koza

piątek, 28 grudnia 2012

Bez tytułu

Otworzyłam drzwi. Weszłam do niewielkiej sali. Na dwóch ścianach lustra ...  już tu kiedyś byłam ... ? Ostre światło jarzeniówek. W kącie na krześle siedzi kobieta w średnim wieku. Mocny makijaż, długie jasne włosy opadające na plecy, loki wijące się po ramionach. Mimo swoich lat jest bardzo ładna. Gdzieś kiedyś ją widziałam ... w tle muzyka, gra cicho. Kobiecy gwar, cała sala wypełniona dziewczynami, najwięcej jest młodych, ładne i zupełnie przeciętne, szczupłe i takie sobie. Przebierają się. Będą ćwiczyć .... ? Jedna ciągnie mnie z rękę. Przebieraj się ... nie mam w co. Pożyczę Ci spódnicę ...  zakładam czerwoną długą kieckę. Dziwnie się czuję w obcym ciuchu. Druga daje mi chustkę. Brzęczą dzwonki ...
One tutaj ćwiczą, zaczynam sobie przypominać kobietę, kim jest. Ma znudzony wyraz twarzy. Z dezaprobatą patrzy na dziewczyny. Klaszcze w dłonie. Robi głośniej muzykę ... tańczcie ! rozkazuje. Ta którą wskażę siada na ławkę ... no tak ... zawsze była ostrą instruktorką.
Jest mało miejsca, dziewczyny wpadają na siebie. Spoglądam ukradkiem w lustro, mój taniec pozostawia wiele do życzenia. Pierwsze siadają na ławkę. Nie chcę odpaść, więc tańczę. Znajome rytmy ... idzie mi coraz lepiej, zaczynam czuć muzykę. Wiruję w jej rytmie. Napięcie opada. Nie widzę tłumu obok. Czuję się szczęśliwa. Blondyna nie ma już takiej surowej twarzy. Spogląda na mnie lecz widzę, że nie jest zadowolona. Wskazuje ręką ... na mnie .... ? nie, na szczęście nie. Odpada dziewczyna z grzywką, rzuca przekleństwo i siada na ławce. Zostajemy we trzy. Nie widzę tych pozostałych. Melodia mnie porywa i tańczę ... tańczę ... jestem szczęśliwa, nie widzę już luster. Chusta nareszcie się słucha i dzwoni pięknie w rytm melodii ....

...  wstawaj ! słyszę jak przez mgłę ... otwieram oczy. Mrok pokoju. Która godzina ? ósma, już ósma ! Siedzę przy kuchennym stole, popijam łyk pachnącej kawy. Za oknem mgła, ciemny poranek, ptaki wyjadają słonecznik z karmnika, przyleciała sójka ... jaka ładna ...

Nie widać lasu. Góry przysłania mgła. Taki mroczny dzień.
Rozrabiam zaprawę. Zanurzam w niej ręce i zaczynam smarować ściany. Ręce wędrują do góry. Bolą mnie trochę ale to smarowanie sprawia mi przyjemność. Na ścianie powstaje obraz .... 

wtorek, 25 grudnia 2012

Półmetek

Kochani i jak Wam mijają Święta ?
Ja się cieszę że to już półmetek i po jutrze normalny dzień. Rozpasanie, lenistwo i łasuchowanie to jednak nie dla mnie. Spokojnie u nas. Kontakt mamy stały z rodzinką  telefoniczny. Do południa ja nadawałam, po południu rozdzwonił się telefon świętego. Tak się złożyło że nasze rodziny porozrzucane są po całej Polsce i świecie. Nie ma możliwości nigdy spotkać się przy jednym stole. Cóż takie teraz dziwne czasy nastały.

Chłopcy pojechali się rozruszać na lodowisko, a ja leniuch nad leniuchy nie zdecydowałam się dzisiaj na wychodzenie. Sączę kawkę, zjadam dwudziestego piernika zagryzając śledzikiem i nadaję z oblodzonej, cały czas jeszcze mocno zasypanej górki. Słyszałam że na nizinach jest już po zimie a nawet wiosennie się zrobiło. U nas w dzień lekko temperatura dodatnia jednak nie ma szans z szybkie stopienie śniegu.
Myślę że Nowy Rok też powitamy w bieli.

Tyle już było życzeń na blogach. Przed Świętami przygnębiła mnie tęsknota z córką, wnuczkiem i rodzicami. Dzisiaj czuję się znacznie lepiej. Życzę Wam zatem Kochani spokojnych Świąt z najbliższymi.

Naszej pannie zielonej w tym roku brak stabilności w pionie ale co tam, ważne że jest ...


Stroik nad kuchennym stołem nie jest tym wymarzonym, trochę krzywy ...


A szopka nadal nie odnowiona jak co roku ...


.... sernik oklapł jeszcze przed wyciągnięciem z pieca, to wszystko szczegóły ... i tak święta są fajne ...

pozdrowienia z górki

piątek, 21 grudnia 2012

Nie tak


Kolejne święta bez nich ... smutek mnie ogarnął i tak mi nijako. Tak bardzo bym chciała usłyszeć babsiu, babsiu ! Pocieszam się że za pół roku znowu będą wakacje ... 

wtorek, 18 grudnia 2012

Nadal tyły i pyły

Wyłaniam się powoli z brudu i pyłu. Nie wszystko co zaplanowane zrobione ( jak zawsze zresztą ). Trzech rządków płytek co to miały być tylko położone w trzy godziny nadal nie ma i zapewne będą dopiero po świętach, ale co tam. Trzy ściany wyczyszczone i zafugowane ( była zabawa ). Ławka kuchenna prawie skończona, zbudowała się w dwie godzinki w zadymce śnieżnej. Co prawda nie ma jeszcze oparcia i ludowych kwiatków ale i tak cieszy jak nie wiem co. Za to o niebo lepiej wygląda od krzeseł z lat osiemdziesiątych na które już patrzeć nie mogłam. Nowy stół z desek też będzie ... kiedyś. Święty skoczył jeszcze na chwilkę do stolicy żeby i tam dokończyć co zaczął, przy dobrych wiatrach wyrobi się i wróci kiedy świąteczny czas nastanie.


A ja tylko trochę te pyły poomiatam pod jego nieobecność, wypiorę z 10 pralek prania, ubiję karpia którego wcześniej złowię/zakupię ? i załatwię jakąś choinkę.


A tak poważnie Kochani Czytelnicy nie mam szans wyrobić się z tym wszystkim do poniedziałku, ale wcale się tym nie przejmuję. Bo czy ja muszę koniecznie upiec te wszystkie placki i mięsiwa, wcale nie muszę. Czy sterylny dom jest sprawą życia i śmierci w czasie świąt, wcale nie jest. I tym optymistycznym akcentem kończę tego szybkiego posta.



Jeszcze tylko podziękowania. Wszystkim czytelnikom bloga którzy zostawili komentarze pod poprzednim wpisem serdecznie dziękuję za ciepłe słowa, podtrzymywanie na duchu i za to że jesteście. Przepraszam że nie odpisałam z braku czasu i głowy która buja w obłokach.


Szczególne podziękowania dla Joli z Jolinkowa za wspaniałą inspirację. To właśnie dzięki Joli i jej przepięknemu domowi zdecydowałam się na odkrycie bali u nas i najprawdopodobniej będziemy kontynuować prace dalej. Mam nadzieję że wkrótce wróci do nas i znowu będziemy się zachwycać jej wspaniałymi opowieściami.



Zbliża się półrocze, w szkole poszaleli. Młody się nie wyrabia, średnia 4,5, chce podnieść poprzeczkę więc całe popołudnia spędzamy przy książkach, pracach plastycznych, technicznych itp. itd. Często szczerze powiedziawszy głupich i niepotrzebnych "zjadaczach" czasu.



Wrzucam jeszcze kilka roboczych zdjęć i znikam.