poniedziałek, 16 września 2013

Co z nich wyrośnie ?

Wrzesień zaczął się nerwowo z racji powrotu Młodego do szkoły. Dzieciak spokojny, wrażliwy. Wychowany chyba za bardzo delikatnie. Ptaszka nie wystrasz, pajączka nie zabij, starsze osoby szanuj, a dziewczynom nie dokuczaj, bądz zawsze miły i uczynny. I co z tego. Dzieciak dostaje w tak zwaną dupę już piąty rok od swoich rówieśników z klasy. Za co ? za to że nosi okulary, że na przerwach zamiast szaleć, skakać, wrzeszczeć, przepychać się i nie wiem co jeszcze siedzi spokojnie w ławce i czyta książki. Jest słabszy w W-F, no ale co z tego, kiedy z każdego innego przedmiotu idzie mu świetnie. Przeszkadza tym okropnie swoim pseudo kolegom, jest obrzucany wyzwiskami, popychany i ewidentnie zrobili sobie z niego kozła ofiarnego, chłopca do bicia. Bilans pierwszego tygodnia w szkole. Podbite oko, ugryzienie w rękę, tak, tak w klasie jest taki jeden buldog, rzucanie plecakiem i rzeczami osobistymi, no i przezwisko pedał lala. Czy ja coś z tym robię ? Oczywiście że robię. Od pierwszej klasy walczę aby dziecko mogło w spokoju uczęszczać do placówki edukacyjnej. Z różnym skutkiem, czasem jest lepiej, czasem gorzej. W tym roku szala się przelała i ze swej strony dołożę wszelkich starań, aby to się skończyło raz na zawsze, nie na chwilę jak zwykle. Zobaczymy co z tego wyniknie. Moje dziecko stara się tym wszystkim nie przejmować, nigdy się nie skarży, nie donosi. Relacji z tego co się dzieje w szkole dowiaduję się pokątnie, często od innych rodziców, lub dziewczynek. Jestem załamana tą sytuacją. A innej szkoły nie ma, to znaczy bliżej nie ma. Byłam bliska przeniesienia go do szkoły na wsi, no ale dlaczego ja mam przenieść mojego syna a gagatki zostaną ? Rodzice tych dzieci nie mają dla nich czasu. Prowadzą swoje interesy, biznesy, knajpy, sklepiki, budki z piwem. Nie mają czasu zabrać się za wychowanie swoich pociech.  A pociechy z roku na rok coraz bardziej okrutne, coraz bardziej rozwydrzone i agresywne. Co z nich wyrośnie ?

Z reguły na blogu nie piszę o osobistych sprawach. Staram się relacjonować opowieści z życia naszej górki, domu i zwierzaków. Dzisiaj pozwoliłam sobie opisać sytuację, która dotknęła moje dziecko i spędza nam sen z powiek. Chyba dlatego że czuję się trochę bezsilna w zaistniałej sytuacji i trochę walczę z wiatrakami.

A na górce mgły zasnuwają niebo do samego południa, powietrze przesycone wilgocią. Pojawiły się grzyby, pierwsze rydze z patelni już zjedzone, prawdziwki suszą się nad piecem. Lis nadal grasuje. W zastawioną od dwóch miesięcy żywołapkę najczęściej łapie się nasz osobisty kot.  Ostatnio stracił życie kartonowy kurczak. Fajny był, mądrala. Uciekinier spacerowicz, cóż tak czułam że skończy w paszczy drapieżnika ponieważ bardzo lubił wycieczki. Została po nim tylko kupka piórek.
Kupiliśmy siano. Niestety drugiego pokosu nie udało się zrobić. Pachnące, zielone, trochę grube. Moje dziewczyny strajkują i jeść go nie chcą. Po siano jechaliśmy 40 km pożyczonym samochodem.  Pół  soboty zajęła nam ta cała operacja. Stryszek  wypełniony kostkami a kozy wybrzydzają. Chyba nie będą miały wyjścia i muszę się przekonać. Jeszcze prawie cały bal został z zeszłego roku ponieważ też było be. Przyzwyczajone do zielonego koszonego na naszej łące. Niestety nie mamy go na tyle żeby starczyło na zimę.
Gapa, córka Lusi znalazła nowy dom. Nawet się nie spodziewałam, że tak szybko pojawią się liczne telefony na wystawione ogłoszenie. Gapcia pojechała do Nowego Sącza.
Zaczęły się ruje. Dzidziol się stara, nie wiem z jakim skutkiem, ponieważ niestety cały czas to jeszcze dzieciak.  Maluch wychowany na sztucznym mleku z licznego miotu. No nie wiem czy podoła zapłodnić moje dziewczyny. Życie przecież często potrafi zaskakiwać.
Pozdrawiam 

29 komentarzy:

  1. Magdo, dzieci potrafią być bardzo okrutne, jednak to wina rodziców, bo to oni są od tego aby nauczyć swoje pociechy, pewnych istotnych elementów życia.
    Na Twoim miejscu, porozmawiałabym z rodzicami tych dzieci, szkoła jak to szkoła, chyba że by się znalazł naprawdę mądry i życiowy pedagog, zrobił jakąś pogadankę na godzinie wychowawczej, może by to zmieniło sytuację.
    Mój syn zaczął gimnazjum , boję się o niego, bo też wrażliwa istota z niego, jak co jak lwica tam wparuje, ale ma świetną wychowawczynię, tą samą co Kinga miała, matkę czwórki dzieci.
    Mam jej komórkę wiec w razie czego jest ręka na pulsie.
    Ale jak Kinga chodziła wcześniej do tego gimnazjum to też się różnie działo zwłaszcza z chłopakami, plecaki poniszczone, bójki na korytarzach...koszmar, przy bezradnej aprobacie nauczycieli, bo niestety agresywnych uczniów nie można wydalić ze szkoły.
    Ściskam Cię Magdo, I NIE DAJ SIĘ , JESTEŚ SILNA BABKA :)
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilonko walczę cały czas tylko często mi ręce opadają. No właśnie dożyliśmy takich czasów, że to nauczyciel boi się ucznia a nie odwrotnie. Z rodzicami rozmawiałam nie raz, na wywiadówkach jest problem poruszany za każdym razem, pedagog ma zacząć działać na dniach. Zobaczymy jak to będzie.
      Tylko najbardziej boli mnie to, że cierpi moje dziecko. Pierwsze pytanie jak syn wraca że szkoły to jest, dokuczali Ci dzisiaj ?
      Ściskam serdecznie

      Usuń
    2. Jak Kinga chodziła do gimnazjum w jej klasie była dziewczyna na którą to koleżanki z jej starej szkoły się uwzięły,pierwszy rok, to pamiętam że miała rękę złamaną, buty jej zniszczyli, wychowawczyni wiedziała które to ,lecz nie było oficjalnej skargi, bo wiadomo ludzie się znają, lecz w drugiej klasie było jeszcze gorzej, i od ferii zimowych dziewczyna ta miała indywidualne nauczanie w domu.
      Może i u Ciebie by się tak dało ?

      Usuń
  2. Witam cię zgadzam się z panią Iloną, ale tez wina wychowawców
    mój 6 letni syn tez jest bardzo spokojny, nie bije się, a w zeszłym roku pani przedszkolanka powiedzila mi,że Staś jest za spokojny, że powoli wszystko robi nie goni jak inne dzieci, nie rozumiem jej to chyba dobrze że nie biega, krzyczy
    ale pani wie lepiej cop zrobić.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój syn od zawsze też miał taką opinię, grzeczny, cichy i za spokojny. W naszych czasach takie osoby nie mają siły przebicia. Teraz z perspektywy czasu myślę że trochę inaczej bym postępowała wychowując malucha.
      Mam nadzieję że ominą Was w przyszłości takie problemy z jakimi my się borykamy.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Przepracowałam 20 lat w szkole jako nauczyciel matematyki i wychowawca i taka jest prawda że czasami wychowawca robi wszystko ale są tacy rodzice co uważają że tylko szkoła jest odpowiedzialna za wychowywanie ale niestety wszystko wychodzi z domu to jest największa szkoła życia i dobrego wychowania / czasami to rodziców trzeba wychować/.Obecnie wielu rodziców nie ma czasu, są zabiegani i całe wychowanie zrzuca na szkołę lub babcię i dziadka.Myślę że powinnaś porozmawiać szczerze o tym problemie z wychowawcą i pedagogiem szkolnym.Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marysiu rozmawiałam nie raz. W tamtym roku klasa brała udział w specjalnych zajęciach organizowanych właśnie ze względu na mojego syna. Niestety problem uspokaja się zazwyczaj na chwilę żeby powrócić po kilku tygodniach, lub tak jak w obecnej chwili po wakacjach. Kilka dni temu było zebranie w szkole. Rodziców przybyło 9 razem ze mną. W klasie jest 23 uczniów. Wychowawczyni poruszyła problem jak na każdej wywiadówce, tylko że rodziców dzieci które najbardziej dokuczają jak zwykle nie było. Z problemem udałam się do pani pedagog, zresztą ona już wcześniej wiedziała o tym co się dzieje. Obiecała przeprowadzić rozmowy z każdym uczniem indywidualnie. Do rodziców od lat dzwonię i próbuję rozmawiać. Mam dwie takie mamy które starają się coś zrobić, reszta ... szkoda nawet pisać.
    A wychowawczyni i nauczyciele o moim dziecku wyrażają się że jest spokojny, czasem nawet za spokojny. Wiem że mając 23 młode rozbrykane duszyczki w klasie ciężko czasami dostrzec problem ale często jest też tak, że pewne sprawy nie chcą być zauważone. Syn został ugryziony w rękę na lekcji przez kolegę który po prostu wstał z ławki podszedł i zrobił co miał zamiar. Na pytanie dlaczego ? nie umiał odpowiedzieć. Wychowawca i pedagog szczerze oświadczyły, że akurat z tym chłopcem za wiele nie da się zrobić. Wychowywany bez rodziców, przez babcię, ciężka sytuacja, sprawia kłopoty wychowawcze itp.
    Ogólnie ta klasa sprawia kłopoty wychowawcze i nauczyciele na lekcjach też mają kłopoty. Chłopcy są wulgarni nie tylko w stosunku do siebie ale i do dorosłych. Potrafią do nauczyciela mówić na ty, a nawet rzucać obelgi. Kiedy ja chodziłam do szkoły nauczyciel musiał być autorytetem, niestety czasy się zmieniły, a świat staje na głowie.
    Mam nadzieję że wspólnymi siłami uda się w tym roku choć trochę załagodzić sytuację. Na to liczę.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Kózko świat staje na głowie.Wiele zmieniło się po reformie jak powstały gimnazja.Nauczyciele uczący w gimnazjach bardzo narzekają na dyscyplinę.Wiadomo jak w każdym zawodzie tak i nauczyciele są różni, często wartościowi o ogromnej wiedzy nie potrafią opanować klasy i potem tak jest że uczeń nauczycielowi zakłada kosz na głowę.W mojej szkole najgorzej było na religii, księża często nie radzili sobie z dyscypliną, w klasie było jak w ulu.Zawsze byłam zdania że katecheza powinna być przy kościele a nie jako kolejna lekcja w planie . Szkoda gadać dla mnie to temat rzeka.Mąż mój również jest matematykiem także te tematy u nas były wałkowane non stop.Pozdrawiam i życzę wytrwałości w rozwiązaniu problemu.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym chyba dziecko przeniosła do innej szkoły. Wiem, że nie tak powinno być, ale czasem po prostu nie ma wyjścia. Tak sobie myślę, że my miałysmy z moją córą szczęście i do klas i do nauczycieli. Podstawówka to fantastyczna wychowawczyni ( a w zasadzie cztery fantastyczne wychowawczynie - najpierw w zerówce, potem 1-3, a potem dwie w klasach IV-VI. Dwie bo była to klasa z rozszerzonym programem z języka polskiego, z zajęciami teatralnymi, warsztatami filmowymi - klasa dla humanistów. Potem gimnazjum w gdańskim "katoliku" - też świetna atmosfera i spora grupa kolegów z podstawówki, a potem już Elbląg i też fajna szkoła. Z całego serca życzę Tobie i Twojemu Synkowi, zeby udało sie rozwiazać ten problem. Trzymam kciuki!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asia mieliście szczęście jak widać my trafiliśmy do dziwnego środowiska. Moja córka przeszła przez wszystkie szczeble edukacji zupełnie bezboleśnie, ale też miała zupełnie inny charakter niż syn. Wszędzie jej było pełno,rozsadzała ją energia i miała dużo przyjaciół. No i chodziła do szkoły w większym mieście. Chociaż akurat to nie chyba większego znaczenia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. O rety, tak bardzo Ci współczuję i dzieciakowi też, mój syn dopiero do przedszkola chodzi, szkoły się boję jak ognia. Co do rodziców, to sama znam takich dla których dziecko znaczy mniej od kariery, pieniędzy i pracy, nie dają sobie nic wytłumaczyć, nie wiedzą ile tracą. Tylko dzieci żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że właśnie tu tkwi problem. Rodzicie zabiegani, pilnują swoich posad i zarabiają na życie a dzieciaki robią co chcą. Poniekąd to nasze państwo tak nas "urządziło" i robi to cały czas.
      Ps. Mój syn też ma na imię Jasiek :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. ja bym syna posłała na karate, tam nie tylko nauczy się bronić ale i da mu wiele spokoju wewnętrznego. Bp przecież tam uczą spokoju i dokonywania dobrego wyboru a nie lania bez opamiętania. Da mu to na pewno dużo pewności siebie a i tym gagatka może nastuka jak będzie trzeba. Ucz go się bronić nie może brać wszystko na twarz , życie jest okrutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia sama chodziłam lata na karate, i nie jest tak do końca, raz aby cokolwiek umieć, trzeba z dwa lata ćwiczyć, pierwsze pół roku to sito najsłabsi odpadną, jednak jak ktoś ćwiczy z pobudek aby dać komuś odwet to źle się to może skończyć, dla jednej i drugiej strony.
      A agresja budzi agresję.

      Usuń
    2. Dziewczyny niestety mój Młody na karate nie może chodzić. Wada wzroku nie pozwala na większość dyscyplin sportowych. Z tego powodu musieliśmy zrezygnować z hokeja.
      Sama ciągle mam dylemat czy zwolnić go z zajęć lekcji WF właśnie z powodu zdrowia. Lekarze do końca nie chcą się wypowiedzieć i decyzję pozostawiają mnie. Ja znowu się waham ponieważ jeżeli całkowicie wyeliminuję mu zajęcia sportowe to też nie będzie dobre dla jego zdrowia.
      Swoją drogę zmieniła się pani od wychowania fizycznego i muszę się do niej udać na rozmowę. Są ćwiczenia których absolutnie nie może wykonywać. Młody ma astygmatyzm i jest krótkowidzem z szybko postępującą wadą. Wada się pogłębia ponieważ chłopak rośnie. Lekarze mówią że ok 18 roku życia powinno się zatrzymać. Tylko nie wiadomo na jakim etapie.

      Usuń
  9. współczuję sytuacji w szkole. Ja częściowo jako dziecko byłam w podobnej sytuacji 9 i też w wiejskiej szkole), z tym, że inne dzieci nie znęcały się nade mną tak dotkliwie. W liceum było lepiej, bo i dzieci z przesiewu (nie każdy wybierał liceum),a na studiach to już było super. Ale to prawda - to, jakie są te dzieci-sadyści zależy od ich wychowania...Zycze powodzenia w rozwiązaniu problemu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kyja ja cały czas mam nadzieję że syn w końcu zostanie zaakceptowany przez swoje środowisko. Tylko nie wiem co miałby zrobić w tym kierunku. Wesołkowatość i wygłupy to nie jego domena, a dzisiaj takie właśnie dzieciaki są najbardziej akceptowane w środowisku. Czytanie książek i pomaganie w bibliotece to akurat 12-latkom nie imponuje ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Jakie to przykre, Magdo, wiem, że czujesz się bezsilna... a może jednak przeniosłabyś synka do innej szkoły... na takich chuliganów czasami nie ma rady, a może trafi na fajną klasę? Moja córka nigdy nie trafiła na taki problem w szkole, ale ja pamiętam takich "kozłów ofiarnych" i ich dręczycieli, fakt że wówczas dzieci nie śmiały obrażać nauczycieli (przynajmniej nie otwarcie) a dzisiaj nauczyciele są bezsilni i boją się uczniów. Powodzenia, Magdo, sił życzę.
    A może Święty zaszedłby do szkoły, chwycił za ramię jedengo czy drugiego i nieco postraszył...? Werbalnie tylko ;) Nie wiem, czy ma odpowiedni charakter....
    Ściskam czule ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inkwizycjo rozważam cały czas taką możliwość. Tylko problem leży w tym że u nas jest tylko jedna szkoła. To małe miasteczko i wszystkie dzieciaki uczą się w jednym budynku. Jest tu podstawówka, gimnazjum i liceum. W pewnej odległości jest wiejska szkoła o której właśnie myślałam, ale będą trudności z dojazdem. A u nas zimy ciężkie, często nawet busiki nie jeżdżą. Tutaj mamy ok 2 kilometry do szkoły, jezdzi bus który zabiera Młodego prawie spod domu. Ewentualnie gdyby nie jechał można dojść na piechotę. Do tamtej szkoły po prostu byłoby trudniej dojeżdżać a i moje auto często zimą nie daje rady odpalić. Nie mówię jednak że nie przeniosę chłopaka. Na razie zobaczymy czy coś się zmieni.
      Ściskam

      Usuń
  11. Q miastach sie pedagog nie szczypie - jeżeli rodzice się nie stawiają na wezwanie *powinna wezwać na rozmowę) i nie wpływają na dziecko, przy kolejnej rozróbie, gdzie któreś dziecko jest poszkodowane fizycznie - wzywają policję. To zazwyczaj skutkuje na długo. Obciach dla podpadniętych. Można jeszcze nalegac na wpis do akt, co powinno skutkować obniżeniem stopnia z zachowania nawet przy największych staraniach.
    Syn niech się nauczy tekstu dla kolegów: - śmiej się ze mnie,śmiej - ja się będę z Ciebie śmiał, jak za parę lat będziesz do mnie mówił szefie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu właśnie takie środki o jakich piszesz mają zastosować w klasie mojego syna. Na razie chłopcy mają być wzywani na rozmowy razem z rodzicami do pani pedagog. Zobaczymy tylko czy nie były to czcze obietnice.
      Ale tekst jest rewelacyjny, przekażę synowi :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Madzia strasznie mi przykro :((
    ja jestem porywcza i reaguje natychmiast wiec pewnie te gagatki dostałyby ode mnie ochrzan, a potem na spokojnie dyrektor i pedagog.
    Walcz o Syna, bo dzieci - rówieśnicy potrafią być okrutni, bezlitośni i w słowach i w czynach.
    W klasie mojej starszej córki jest takich dwóch oszołomów, ale spotkania z pedagogiem ukróciły ich chamstwo.
    Takie zachowania biorą się tylko z domu i od rodziców - szkoła tylko buduje pewne relacje miedzy rówieśnikami, ale to dom jest wzorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatko ja też uważam że wychowanie wynosi się z domu. Jeszcze mieszkając w mieście i biegając z małym wówczas synem po piaskownicach i placach zabaw nie mogłam się nadziwić całej rzeszy matek które w bardzo wulgarny sposób zwracały się do swoich dzieci. No i mamy właśnie efekty.
      A szkoła raczej jest od nauczania, może tylko pomóc w wychowywaniu naszych dzieci.
      Ściskam

      Usuń
  13. Absolutnie się nie zgadzam, że agresja rodzi agresję. W takich sytuacjach ważne jest postawienie się napastnikowi, nie bądźmy takimi Chrystusami co na twarz weźmiemy wszystko! Moja córka przez pół roku wracała zapłakana z przedszkola z siniakami na rękach i plecach bo ją "koleżanki" szczypały. Chodziłam rozmawiałam i dziecku tłumaczyłam żeby im mówiło że tak nie wolno. Nic nie pomagało. Powiedziałam któregoś dnia córce żeby uszczypnęła ją dwa razy mocniej niż ona ją, dziecko to zrobiło i problem się skończył. Od tamtej pory nikt ją nie szczypie. Czasem trzeba się postawić. I jak trzeba mocno oddać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia takie mało szkodliwe metody i ja popieram, ale mi chodziło o ten odnośnik z karate, Magdy syn jest już starszy niż przedszkolak, i uczyć się tej dyscypliny sportu tylko po to aby komuś dowalić jest nieporozumieniem.

      Usuń
  14. Dlatego się cieszę,ze mieszkam na wsi i moje dziecko chodzi do wiejskiej szkoły,gdzie raczej nie ma takich sytuacji (przynajmniej u nas) Moj starszy syn kilkanascie lat temu tez był inny ,nie mógl sobie znalezc odpowiedniego kolegi,ze swoją wrazliwoscia i uczciwościa,która nie była i nie jest w modzie.Ale własnie bez kolegów zaszedł najwyżej ze szkoły,w tej chwili robi doktorat za granicą.Może dzięki temu ,że nie miał kolegów,rozwinął swoje prawdzie zainteresowania.Może Twój syn tez pójdzie tą drogą.

    OdpowiedzUsuń
  15. Też byłam szkolną ofermą: małe chuchro w okularach - nic tylko lać, kopać, wyzywać. Szczególnie jeden ananasik się do mnie przyssał i czekał zawsze nieopodal mojego domu (dokładnie na korytarzu w bloku, w którym mieszkałam z rodzicami), by sprawić mi łomot. Niekiedy udawało mi się mu uciec, ale zwykle dostawałam wciry. Rodzicom się nie skarżyłam, bo czułam, że muszę załatwić to sama. Któregoś dnia zdecydowałam, że się mu postawię i zobaczę, co będzie. Kiedy mój dręczyciel oberwał w łeb rozpędzonym workiem z tenisówkami, tylko smarknął i zniknął na schodach "swojej" klatki. I nigdy już więcej nie zasadzał się, by się na mnie wyżyć.
    Może Twojemu chłopakowi też by coś takiego wyszło? Co prawda ja miałam problem z jednym ancymonkiem, a nie stadem, ale może, może...
    Szkoda, że wychowawca nie może, jak kiedyś odpowiednio gówniarzom uszu natrzeć, bo od razu do sądu go pociągną za bestialskie wyżywanie się na dzieciach :(
    Ale - naprawdę - linijka na łapie dawała radę. Drugi raz trzy razy się taki zastanowił, czy zaczynać dokazywać.
    Jest jeszcze jeden sposób oprócz przenosin chłopaka do innej szkoły: zacząć uczyć go w domu. Wiedzę zdobędzie, a stresu i użerania się z debilami nie będzie.
    Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja miałam taki problem w zerówce Zosi, dzieci może nie były agresywne szczególnie w stosunku do Zosi, ale były ogólnie agresywne a nauczycielka nie dawała sobie zupełnie rady. Przyszłam raz znienacka, zobaczyłam, że chłopcy szaleją, psując wszystko co robią dziewczynki, a hałas jest taki, że musiałyśmy z tą panią krzyczeć. W dodatku do grupy dołączył chłopczyk z zaburzeniami seksualnymi ( w wieku lat 6! ), a najstarsza dziewczynka, dość wredna, wykorzystywała sytuację i namawiała największych łobuzów, żeby w czasie lekcji obnażali jego i siebie. Po rozmowie z Zosią, z której dowiedziałam się, że ten chłopczyk machał jej już siusiakiem przed nosem, następnego dnia zabrałam córkę i jej wszystkie rzeczy z tej szkoły. Problem zniknął wraz z dziećmi. Była to wiejska szkoła. Nie ma reguły. Nie miałam dylematu z wożeniem, bo i tak woziłam dwie córki, codziennie robiłam ok 50 km.
    Namawiałabym Cię do zmiany szkoły, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń