piątek, 1 marca 2013

Przedwiośnie ?

Wczorajszy dzień przyniósł odrobinę słońca i nadzieję że wkrótce i do nas dotrze wiosna. Na razie jeszcze wszystko pokrywa spora warstwa śniegu. Nie mam możliwości podejrzenia swoich roślinek czy pod białą pierzynką coś budzi się do życia. Chociaż dzień już dłuższy i ptaki jakby radośniej świergocą.
Dzisiejszy dzień niestety pochmurny, w nocy mróz ok 5 stopni, w dzień temperatura oscyluje około zera.
Święty przywołuje też wiosnę wywożąc na taczce hałdy śniegu zalegające na podwórku. Szczerze powiedziawszy nie widzę głębszego sensu w tym wywożeniu, chociaż on utrzymuje że jak przyjdzie odwilż będzie mniej wody i błota na podwórku. W sumie chyba ma rację.
W firmie nadal jedna wielka niewiadoma. Szef  wstrzymuje wypłatę wynagrodzenia. Niestety również zwodzi z decyzją o zamknięciu firmy. Zatem nadal nie wiemy czy praca będzie czy trzeba myśleć dalej. Swoją drogą nie bardzo wyobrażam sobie jak dorosły, normalny człowiek może tak się zachowywać. Wysyłanie dziwnych esemesów do pracowników, unikanie telefonów, udawanie choroby i jeszcze wiele innych forteli które mają celu w zasadzie nie wiem co.

Codziennie obserwuję kozlatka, niesamowite jak takie maluchy szybko dorastają. Jeszcze 4 dni temu rozwijały się w brzuchu mamy. Dzisiaj brykają wesoło, potrafią wskoczyć na kolana i próbują wywijać koziołki. Obserwuję też Jadzię, jak zmieniło się jej zachowanie. Spoważniała, jest spokojna i bardzo pogodna. Pozwala maluchom wchodzić do miski z jedzeniem, opiekuje się nimi bardzo troskliwie. Przywołuje je co chwilę, sprawdza gdzie są, woła do cyca, wylizuje. Ma masę z nimi "roboty" ;)
Mam możliwość porównania z zachowaniem Luśki w zeszłym roku. Też była dobrą matką ale częściej strofowała kozlaki, odganiała od garnka ze swoim jedzeniem i częściej też trykała je głową. Chyba jednak w świecie zwierzęcym jest podobnie jak w ludzkim. Każda matka wychowuje inaczej swoje dzieci i ma do nich inne podejście.
Zastanawiam się też nad losem koziołka.
Czy dać mu kilka dobrych miesięcy życia i humanitarnie zabić go w swoim gospodarstwie. Czy może sprzedać w zasadzie na bardzo niepewny byt. Najprawdopodobniej i tak zostanie zjedzony po pokryciu kóz. Najpewniej będzie trzymany na łańcuchu a w razie nieposłuszeństwa szturchany. Jeżeli wyrośnie na postawnego kozła będzie wzbudzał strach swojego nowego właściciela.  Niestety życie koziołków jest krótkie i decydując się na chów kóz trzeba się liczyć z podejmowaniem takich decyzji. Chyba do tego dojrzałam.
A Wy jak myślicie ?

15 komentarzy:

  1. Ja uważam, że każdy normalny szef powinien porozmawiać z pracownikami, wyjaśnić sytuację i wydać pracownikom świadectwo pracy. Wtedy taki pracownik ma jakieś marne bo marne ale pieniądze z UP. Gdy sytuacja się zmieni można znowu zatrudnić tego samego pracownika. Na kozach się nie znam więc nic nie mogę napisać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Madziu widzę że dorosłaś :))) a tak serio lepiej ubić u siebie niż dać w cholera jakie ręce i ja co roku się tego trzymam. Mądrze myślisz jak dobry hodowca dlatego też jestem z tobą w twoim zdaniu. Co do pracodawcy no nie wypowiem się choć bym chciała ale cenzura mnie tu zabije :)))) Trzymaj się ciepło w tych chłodnych stronach i trzymaj za moje trzy kozy kciuki bo będą się kocić na godzinach i to trzy na raz hehehhe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabij sama.
    Zrobisz to prawidłowo.
    Ostatnio obejrzałam reportaż o halal.Włos mi się zjeżył...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mięso z własnego stada jest takim samym samym zyskiem jak mleko i sery. To jest ekonomia, praktyka odwieczna i zdrowy rozsądek. Hodowanie zwierząt dla nich samych, o ile nie ma z nich jakichś innych korzyści to zabawa dla bogatych i niedorosłych mieszczuchów, którzy życia nie znają, bo zawsze kupują jedzenie w sklepie i myślą pewnie, że ono tam rośnie i nigdy nie było ani nie będzie inaczej.
    Poza tym, kozie mięso, zwłaszcza koźlęcina, z samców jest pyszne, porównywalne z cielęciną. I ma ten walor, że kozy w przydomowym gospodarstwie żywią się naturalnym dla siebie jedzeniem, bez sztucznej paszy z dodatkami GMO. Czego już o mięsie dostępnym w sklepie w żadnym razie powiedzieć się nie da.
    Pierwszy raz jest największym wstrząsem. Potem idzie z górki. To krwawa inicjacja, kto jej nie przeszedł nie wie co to życie na Ziemi. Zwłaszcza dla mieszczucha. Bo ludzie ze wsi są w tym wychowywani i wydają się być mniej wrażliwi. Zwyczajnie, mają zdrowe podejście do rzeczywistości, nie wydumane za biurkiem, a wyssane z mlekiem matki.
    Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja wypowiedź co do mieszczuchów moim zdaniem jest dość obraźliwa! tak jak ludzie z miasta mogli by debatować o okrutności ludzi na wsi. Nikt mi nie powie że każdy gospodarz to taki humanitarny oprawca, że robi wszystko dobrze. Widziałam nie raz zabawę z ubijania na wsi, z kopaniem psów czy kóz i wstrząsające jest to że tak bardzo wywyższasz ludzi ze wsi których i ja i ty reprezentujemy. Są ludzie dobrze i źli wszędzie, są tacy co nie chcą wiedzieć skąd jedzenie się bierze i tutaj my powinniśmy to uszanować.A nie obrażać.

      Usuń
    2. Nikogo nie chciałam obrażać, ale widzę wynaturzone widzenie świata u współczesnego pokolenia mieszczuchów, które wręcz bije po oczach. I czego dowodem jest np. akcja w Skaryszewie na targu końskim, o czym rozpisuje się pan Jacek Kobuz. Przerysowanie służy zaznaczeniu tła, a nie obrażaniu.
      Uszanować, zawsze można, o ile ktoś nie zaczyna się oskarżać o mordowanie i okrucieństwo, albo zjadliwie podszczuwać jak moja poprzedniczka we komentarzach.
      Pozdrawiam, ES

      Usuń
  5. A propos koziołka, też mysle, ze lepiej dla niego by zrobił to ktos u Was - jak najbardziej humanitarnie da sie to zrobić. W końcu decydując sie na hodowlę kóz, trzeba sie liczyc z taką koniecznością. Dlatego ja nie mam jeszcze kóz, bo mnie ta sprawa zabijania koziołków jak na razie powstrzymuje. Zazdroszczę tubylcom tego braku wrażliwosci w kwestii zabijania wyhodowanych przez siebie zwierząt. Bardzo im to zycie ułatwia.A mnie i wielu innym utrudnia.Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć albo też urodzic sie juz z tym.
    Usciski serdeczne!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażliwość powinien mieć każdy nawet jak ja ubijam swoje zwierzaki czuję żal i uciekam od rutyny uboju.

      Usuń
  6. Oj! Kozo, przypomniało mi się wywożenie śniegu, bo mieli przywieźć pustaki na ścianki działowe w domu, zima była okrutna, zawiało po słupki ogrodzenia, psy i zające chodziły wierzchem; pracowałam cały dzień, żeby placyk mały dla pustaków oczyścić ze śniegu, śnieg namoknięty, ciężki, napracowałam się; w kilka dni przyszło marcowe ciepło, śnieg wytopił się sam, przyjechały materiały budowlane na prawie suche pole, a ja rozchorowałam się.
    Miałam swoją inicjację, kiedy konie w pędzie przebiegły przez podwórze po stadzie kaczek, rodziców nie było wtedy w domu, nie mogłam patrzeć na męczarnię ptaków ... na pieniek i siekiera ... zrobiłam, uciekłam stamtąd, to był mój jedyny raz, to trzeba umieć, czy można nauczyć się?
    dobrych wyborów życzę, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nikt nie zadba o małe koziołki tak jak Ty, i nikt nie zabije ich z takim staraniem, by nie cierpiały, jak Ty.
    To chyba Ewa z Kresowej Zagrody pisała (?), że mięso zamraża i zjada dopiero, gdy opadną emocje.
    A swoją drogą - własnego, naturalnego, prawdziwego mięsa, to mogę jedynie pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego takiego nie napisałam tak, zamrażam nadmiar, świeże jest najlepsze. ;-)
      Zdrówko, ES

      Usuń
  8. I właśnie żeby nie mieć takich dylematów nie hoduję zwierząt nawet kur i prawie nie jem mięsa poza rybami a teoretycznie powinnam sobie poradzić z ubojem bo wychowałam się niby w mieście ale prawie na wsi. Za czasów mojego dzieciństwa na mojej ulicy prawie w każdym domu były kury, psy często przy budzie a nawet krowy,świnie i konie w niektórych domach. Moja babcia hodowała kury i indyki, dziadek miał owce i gołębie a mama króliki, nutrie,kaczki a raz nawet świnie. Wszystko to poza owcami było ubijane. I nic z tego odkąd pamiętam nie jadałam. Nigdy nawet nie próbowałam bo mi po prostu rosło w ustach. Pamiętam jak dziś zabijanie przez ciocię mojej ulubionej kury, jej przeraźliwe krzyki i trzepanie skrzydłami. Miałam chyba z 4 latka i od tego czasu nie jem drobiu nawet ze sklepu a mam prawie 50 lat. Jestem po prostu nadwrażliwa i ktoś może powiedzieć, że przydała by mi się terapia ale ja po prostu nie potrafię pielęgnować zwierzęcia, kochać go, głaskać a później zjeść. Taka już jestem i taka pozostanę choć nie potępiam ludzi jedzących mięso bo wiem, że w naturze istnieje coś takiego jak łańcuch pokarmowy i tego nie da się zmienić. No przynajmniej na razie za naszego życia. Potępiam ludzi dręczących zwierzęta ale to już inna sprawa..

    OdpowiedzUsuń
  9. ... a wiosna niepostrzeżenie, na paluszkach skrada się pod płot...

    I tego się wszyscy trzymajmy :D

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, to są trudne decyzje... chyba lepiej samemu dźwignąć tą odpowiedzialność do końca, choć to trudne...

    OdpowiedzUsuń

  11. widziałam program w TV, w którym właścicielka gospodarstwa ekologicznego nie nadawała swoim zwierzętom hodowlanym imion tylko numery. Między innymi po to, by nie było żalu gdy musiała je oddawać do uboju. Starała się też nie przywiązywać do zwierząt, traktowała je dobrze ale nie zaprzyjaźniała się z nimi. W jej wypadku było to o tyle łatwiejsze gdyż tych zwierząt miała dużo. Najlepiej będzie jeżeli zaczniesz te młode traktować już z większym dystansem, jak zwierzęta gospodarskie.
    Co do lewego pracodawcy, to brak słów. Niestety takich miernot nie brakuje. Najgorsze, że uczciwy człowiek zawsze będzie na straconej pozycji, bo nawet urzędy państwowe niewiele pomagają w takich sytuacjach. Jak to jakaś większa afera to może nasłać na niego dziennikarzy z TV lub jakiejś gazety. Ostatnio to chyba najskuteczniejsza metoda walki z oszustami w naszym kraju, jak już nic nie pomaga.
    Życzę aby wszystko ułożyło się dobrze. Monika

    OdpowiedzUsuń