poniedziałek, 10 września 2012
Spokój
Nostalgiczno jesienny nastrój nie chce mnie opuścić. Pomimo utrzymującej się pięknej pogody. Wieczory i poranki chłodne, wręcz zimne, za to koło południa cały czas gorąco, upalnie. Snuję się po pagórkach i łąkach. Zbieram jakieś badziewia i suche trawska, podziwiam żółte łany nawłoci, która już niestety zaczyna przekwitać.
Turyści w przeważającej ilości wyjechali. Miasteczko jak co roku o tej porze opustoszało i odzyskało swój urok. W sumie fajny czas.
Nie padało już od kilku tygodni, susza. W okolicach domostwa kozy powygryzały całą soczystą trawę. Tam gdzie się pasą zostają żółto brązowe place. Niestety trawa już w tym roku nie ma szansy odrosnąć. Żeby się dziewczyny najadły do syta muszę je teraz wyprowadzać wysoko nad dom do sadu co jest co nieco uciążliwe.
Grzybów całkowity brak. Najbardziej cierpi z tego powodu Święty ponieważ jest zapalonym grzybiarzem. W zasadzie zapalonym to mało powiedziane, jest grzybowym maniakiem.
Za każdym razem kiedy przyjeżdża ma nadzieję na deszcz i jakiś chociażby maleńki wysyp grzybków. Może w tym tygodniu mu się poszczęści.
Zamiast grzybów suszę jabłka, których jest w tym roku pod dostatkiem. Nawlekam na nitki i wieszam na słońcu. Nie wiem na co nam tyle, najwyżej kozy zjedzą.
Zbliżają się ruje, Boluś w sąsiedztwie czeka. Całe szczęście że sąsiad nie sprzedał naszego koziołka i w tym roku kawalera dla dziewczyn mam " z głowy ". Postanowiłam że "randkować" będą w połowie pazdzienika. Wykoty odbędą się w marcu i tym samym nie będzie niepotrzebnego zimowego stresu związanego z mrozną aurą.
W zeszłym tygodniu odwiedził nas 17-letni Maciuś. Zjadł 3 suche bułeczki kajzerki, mimo zapewnień właściciela że Maciej wybredny i z konserwantami nie jada. Zjadł i nawet ładnie podziękował. Maciej jest ciężko pracującym koniem. Latem wozi turystów bryczką, zimą saniami, a kiedy nie wozi turystów orze pola, zwozi uprawy i drzewo z lasu. Do nas przywiózł siano, całe pół wozu suchutkiego, zieloniutkiego pachnącego z drugiego pokosu. Tym samym dopełniliśmy stryszek w obórce. Najprawdopodobniej nie starczy nam tego siana na całą zimę ale w razie czego Maciuś dowiezie nam więcej.
Z siana cieszyły się nie tylko kozy, pozostały zwierzyniec też ...
Były bardzo zawiedzione kiedy jeszcze tego samego dnia pachnące domki - legowiska znalazły się na stryszku obórki.
W przyszłym tygodniu będę robić kolejne badania w celu uzyskania informacji o stanie mojej "bolerki", nie boję się wcale, pogodziłyśmy się i żyjemy zgodnie. Niezależnie od wyników nie poddam się kolejnej kuracji antybiotykowej. Postawiłam na zioła.
Na koniec jedna z moich przyjaciółek. Bardzo fajnych przyjaciółek ... ponieważ ... nie wygada żadnej powierzonej tajemnicy, można jaj szeptać do ucha o wszystkim, zawsze wysłucha, nie jest wybredna, zjada wszystko czym ją poczęstuję, gdybym zaparzyła jej kawę ... jestem przekonana że wypiłaby bez cukru, śmietanki, z fusami lub bez ... ze względu na brak ludzkich dusz pokrewnych i często brak możliwości wygadania się pozostają mi takie przyjaciółki, dlatego cenię sobie możliwość obcowania z nimi ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciesze się jak mogę przeczytać i zobaczyć naocznie co u ciebie się dzieje nie tylko telefonicznie :) ehhhhh szkoda ze tak daleko mieszkamy od siebie.....
OdpowiedzUsuńBoziu, jak tu dobrze ...
OdpowiedzUsuńDzięki za ten spokój i zgodę.
Ciekawy blog z moimi ulubionymi klimatami więc z radością będę tu do Ciebie zaglądała:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Ilona
Kocham koty, a u Ciebie widzę ładne dwa:) :) Ten o niebieskim futerku to kocurek czy kotka?
OdpowiedzUsuńKoteczka,przywieziona z wakacji nad Soliną. Bieszczadzianka przeniosła się w Beskid Sądecki :)
UsuńDziękuję za odwiedzenie mojego bloga.
Pozdrawiam
Dziękuję jeszcze raz za wyróżnienie :)
OdpowiedzUsuń