poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Przebudzenia

Niedługo weekend majowy. Wiele osób zamierza go spędzić na łonie natury. Pierwsze kleszcze pojawiły się u nas już na początku marca. Można sobie z nimi poradzić stosując różnego rodzaju środki zapobiegawcze.
Niestety wraz z wiosną na górkę powrócił kolejny problem. Podpełzają pod same drzwi i wygrzewają na betonie. Jest ich dużo więcej niż w poprzednich latach. Przyznam szczerze że jestem lekko wstrząśnięta. Przed chwilą byłam powiesić pranie i omal na kolejną nie stąpnęłam. Wystarczyły tylko dwa cieplejsze dni.
Uważajcie podczas plenerowych wycieczek szczególnie na terenach podgórskich.


8 komentarzy:

  1. Ależ się pięknie ułożyły...
    U nas żmij nie ma. Kleszcze są, więc wcierka już zrobiona.
    Życzę Ci, abyś nie miała zbyt wielu spotkań "trzeciego stopnia"
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to rzeczywiście niezbyt miłe towarzystwo, u nas podobno też zdarza się, że podchodzą blisko domostw, ale ja na szczęście nie spotkałam. Coraz mniej pól uprawnych wokół, większość nieużytków i mają gdzie się gnieździć. Może jest cos co je odstrasza?
    Pozdrawiam serdecznie i świątecznie
    Anula z Chaty

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś w Górnej Radocynie, gdy biwakowego towarzysza ukąsiła żmija, pogotowie odmówiło przyjazdu, udzielając jedynie porad przez telefon. Ukąszeni dorośli (ze zdrowym sercem) nie muszą od razu bać się zejścia, znamy takich, co niejedno ukąszenie przebidowali w łóżku, nie wołając w ogóle lekarza.... Ale przy dzieciach lepiej wiedzieć, która apteka dysponuje serum. Twój Młody pewnie jak wytrawny traper przeszedł szkolenie "antywężowe" :D

    Kleszcze u nas też dawno już aktywne. Szkoda, że tak łatwo przed nimi psy obronić, a dla ludzi wcierki w kark nikt nie wymyślił.

    Pozdrawiamy serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Inkwizycjo - no jakby to napisać, one w sumie się nie ułożyły, ale zostały ułożone. Są martwe.
    Tak wiem, wiem są pod ochroną. Niestety musimy mieć na względzie dobro dziecka i zwierząt, jest ich po prostu za dużo.
    Zamkną mnie teraz pewnie, ekolodzy zniszczą, no cóż Ci co najwięcej krzyczą nie muszą z nimi mieszkać pod "jednym dachem".
    Ściskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Anulo własnie o to chodzi. Łąki leżą odłogiem, nikt nie kosi, nie uprawia. A my z trzech stron otoczeni jesteśmy nieużytkami. Warunki mają wspaniałe. Podmokłe tereny, południowy stok i wysokie trawy, to lubią najbardziej. Tylko czy muszą akurat wygrzewać się na progu mojej chałupy ?!
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  6. Go i Rado Barłowscy - Macie rację :) Młody przeszkolony, wie co robić gdy spotka taką "pięknotkę" na swej drodze. U nas na szczęście pogotowie przyjeżdża, być może dlatego że w sezonie dużo ukąszeń. A ja pewnie gdyby mi się przytrafiło, że stresu nie byłabym w stanie dojechać do szpitala. Pokąsanych również znam którzy po pomoc medyczną się nie udali, według mnie to głupota.
    Na kleszcze to ja mam niestety tylko jeden niezawodny sposób. Po wizycie na łące po prostu biorę prysznic, one od razu się nie wpijają, dziecko przeglądam kilka razy dziennie. Do tego OFFy i inne dostępne w aptece ale nie można dać się zwariować. W tym roku mam zamiar zaszczepić dziecko. Niestety w zeszłym roku kilka przypadków boleriozy u nas było. Zwierzątka tak pisaliście, kropelka i po kłopocie.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Kozo, kiedyś weszła mi do chaty, psy ją wyczaiły. Trzeba chyba uważać przy wędrówkach, bo one od razu nie atakują, gorsze od nich są takie na dwóch nogach, nie ma na nie sposobu, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak się cieszę ,że trafiłam na Twojego bloga :-))
    Od trzech dni mamy dokładnie ten sam problem - do tej pory żmije nigdy nie podchodziły pod dom ,trzymały się "miejsc wyznaczonych" .W związku z dziwnym stanem pogody -w dzień lato ,nocą przymrozki , zaczęły się niebezpiecznie zbliżać . Trzy dni temu w starych fundamentach przyłapaliśmy parkę na randce.Dzisiaj zastaliśmy samca na ...ganku naszego domu :-(((( mój Mąż wrzuca je do wiadra i wynosi daaaaleko od domu do miejsc ,które potencjalnie mogą polubić.
    Też boję się o dzieci,szczególnie o naszego 3-latka. Mam cichą nadzieję ,że tego typu "atrakcje" skończą się wraz z ich okresem godowym lub ( i ) z wyrównaniem się temperatur .....
    Pozdrawiam z drugiego końca Polski :-))
    Jola

    OdpowiedzUsuń