wtorek, 21 grudnia 2010

Marzenie

Nadal czuję ogromną niechęć do przygotowań świątecznych. Jednak trzeba było się ruszyć do garów. Z pustą ręką nie pojedziemy. Od rana zaatakowałam  karkówkę i przyprawiony wcześniej boczek, pierniki poczynione kilka dni temu pieczołowicie z Młodym udekorowaliśmy, choinka ubrana ( coś czuję że długo nie postoi bo już się zaczyna sypać ). Chałupa w miarę doprowadzona do porządku.

Dzisiaj po raz pierwszy odkąd leży śnieg próbowałam wyjechać na górę. Nie wiem co mnie podkusiło. Chyba Em telefonicznie, ciągle się pyta, wyjeżdżasz pod dom ? No i wyjechałam na swoje nieszczęście. Oczywiście mniej więcej w połowie wpadłam w poślizg i wylądowałam w poprzek drogi. Przód na skarpie a tył auta na górze. Ależ się umordowałam. Pod koła wysypałam dwa wiadra popiołu, koła boksowały a ja coraz bardziej wbijałam się w brzeg. Po godzinie udało mi się zjechać tyłem. Wolę już te siaty taszczyć.
Terenówka mi się marzy z napędem na cztery. Marzenia można mieć przecież ..

Zrobiło się cieplej i kotka wyszła na włóczęgę, musi wrócić do piątku  bo samej jej tutaj nie zostawię




2 komentarze:

  1. Piękna okolica ,ciekawie się zaczyna:)....Pozdrawiam i na początek życzę wytrwałości

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta dam ! :) Pierwszy "klient" "klienka" ? czytająca moje wypociny ;) A tak poważnie witam.
    Pewnie wytrwałości wystarczy, przynajmniej zimą, długie wieczory i więcej czasu spędza się w domu.
    Ciekawie to było pierwszą zimę kiedy zamieszkałam w domu na górce. Szczury harcujące po chałupie, brak wody, na minusie 30 stopni, a ja nie umiałam palić w piecach :) Teraz to już w zasadzie bajeczka. Pewnie pokuszę się tutaj i o jakieś wspomnienia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń