niedziela, 19 grudnia 2010

Halny

Od rana wieje halny. Zapowiadają odwilż, myślę że prognozy się sprawdzą.
Udało mi się w końcu  uruchomić samochód. Jeżeli w nocy znowu nas nie zamrozi zawiozę nareszcie swoje wynudzone dziecko do szkoły.
W tym roku jakoś omija mnie magia świąt, nawet chałupy nie szykuję. Dobrze że żyję z dala od tej całej komercji. Em przyjechał na jeden dzień, coś tam grzebnął, w zasadzie nic wielkiego ale zawsze. Powoli zaczynam mieć dość remontów, bałaganu, noszenia drzewa, palenia w piecach, pompowania wody, odśnieżania i ciągłego biegania z suszarką do włosów aby podgrzać to co aktualnie zamarzło albo ma zamiar. Coraz częściej proszę Ema abyśmy trochę zwolnili.
Brakuje mi pracy. Dwa tygodnie temu kiedy zaczęły się pierwsze zimowe utrudnienia zdecydowałam się złożyć wypowiedzenie. Dobrze, bo do tej pory pewnie już by mnie zwolnili dyscyplinarnie.
Jak na razie mamy jeszcze cały czas wodę i z tego się cieszę. Może w tym roku nie zamarznie.
Dziś rano zauważyłam zwierzątko łasicowate pod oknem. Po bliższych oględzinach znalezliśmy kilka norek wyrytych pod śniegiem i dużo śladów małych łapek. Nie wiem czy to kuna, łasica, może coś innego. Przebiegło tak szybko że nie zdążyłam dobrze się przyjrzeć. Na pewno wróci.
Sarny buszują przy domu wyjadając siano które leży na górze w stajni. Nie nie mam konia, nie wiem dlaczego stajnia. Tak jest od zawsze. Mama Ema trzymała tam krowę.
Przed chwilą wyjechał. Ciągle wyjeżdża. Przyzwyczaiłam się. Zresztą nie jestem tutaj tak całkiem sama. Jest Młody i zwierzaki. Moje osobiste hodowane i te mniej lub bardziej przysposobione ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz