Wszyscy cieszą się z nadejścia zimy. Na blogach świątecznie biało i czerwono od ozdób a u mnie klęska wczesnej zimy. Nie mogę się pozbierać. Listopad był w tym roku wyjątkowo ciepły, temperatura średnio wynosiła 10 stopni na plusie. Jakoś nie spodziewałam się tak szybkiego ataku zimy i to zimy w tym mroznym wydaniu. Od tygodnia nocami temperatura spada grubo ponad 10 stopni na minusie, w dzień nie wiele cieplej. Przez remonty rozszczelniliśmy chałupę i teraz wieje po kątach. Tu dziura, tam dziurka, tu skute, w rezultacie piece idą przez cały dzień pełną parą a wieczorem szybko się wychładza.
I w zasadzie gdybym miała tylko takie problemy to by było nawet niezle, ale o innych sprawach nie chcę pisać na blogu więc pominę milczeniem.
Zasypało nas śniegiem, auto pod górką zostawiam, zaliczyłam też pierwszy poślizg który wyrzucił mnie na barierkę. Szczęście że była, inaczej wylądowałabym w rzece. To wszystko przez ten zimowy atak, nie byłam przygotowana na takie oblodzenie. Auto coś tam się porysowało ale już dawno przestałam zwracać uwagę na rysy, otarcia i korozje. Jeszcze mi tyłek wozi ale myślę że to są ostatnie tchnienia. Prędzej czy pózniej zostaniemy postawieni przed faktem zaciągnięcia kredytu na nowe - stare auto.
Świąt na razie u nas nie ma, nie czuję i już. Mam nadzieje że się zerwę może w ostatnim tygodniu przed i nadrobię zaległości a jeżeli się nie uda to chociaż potraw świątecznych nagotuję, pierników i strucli napiekę. Być może .... Na razie jutro przyjeżdża święty i kujemy kolejną ścianę. O dziwo dostał tydzień urlopu, może coś się uda popchnąć do przodu. A może nic nie popychać i spędzić po prostu miły rodzinny tydzień ? Z dzieckiem na lodowisko pójść, może do kina albo gdzieś po prostu, a może do wielkiego miasta skoczyć pooglądać komercyjnych Mikołajów. Zresztą nie muszę, wyobrazcie sobie że w środę otwierają u nas Tesco. Wielki świat przyszedł do nas. W sumie jestem w lekkim szoku, głupio w naszym miasteczku będzie wyglądał ten market. Już neony dają po oczach z daleka. Przynajmniej będzie gdzie kupić karmę dla psa i kotów, proszek z promocji, świeczki i parę jeszcze innych rzeczy.
Gdybym nie dała rady tu wskoczyć jeszcze przed świętami już dzisiaj życzę Wszystkim czytelnikom bloga Wesołych Świąt, tak na wszelki wypadek. Może jednak na wyrost te życzenia, pewnie wpadnę się pochwalić skutą ścianą albo inną demolką.
Na koniec o kozach będzie. Się obraziły na jedzenie i mnie wnerwiają oprócz Jadzki bo ta je za dwóch, albo trzech ? być może .....
Nie robię ostatnio żadnych zdjęć ponieważ ograniczam wychodzenie z domu do minimum. Chociaż przez noszenie koszy z drzewem, co najmniej 3 razy muszę wyjść do kóz, wody itd. to i tak wychodzi że pół dnia spędzam na zewnątrz trzęsąc się z zimna. Aparat też na śniegu prześwietla i powoli kończy żywot. Mogłabym pokazać Wam piękną zimę w górach, ośnieżone szczyty lasów, skutą lodem rzekę ale nic z tego. Za to wczoraj zrobiłam kilka zdjęć kozom na zimowej przechadzce. Pokręciły się trochę po śniegu, poobjadały uschnięte pędy powojników i po 15 minutach wróciły do swojego lokum. Luśka chciała na siłę wejść do domu. Kiedyś im pozwałam ale po tym jak Jadzka wpadła do kuchni, zjadła w mgnieniu oka kwiatka z parapetu a potem na niego wskoczyła już ich nie wpuszczam. Moja mama która akurat przebywała u nas w gościnie prawie zawału nie dostała a potem zaczęła wyzywać mnie od szalonej wariatki ;)
A Luśka (zresztą ma imię jednej z moich ciotek) to moja ulubiona uczłowieczona koza. Może dlatego że pierwsza, no druga po Bolku.
Trzymam kciuki, żeby sie poprawiło niebawem!
OdpowiedzUsuńNo ja myślę moja droga że do świąt to nieraz jeszcze zawitasz , mnie też ciężko zmobilizować się na święta nikt mnie nie wyręczy więc tak czy siak będę musiała zakasać rękawy na te świąteczne szaleństwo .
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli Ci życzę Ilona
u mnie też zimno nie mogę nagrzać domu chodzi centralne i piec a w kuchni mam 15 stopni a w sypialni 13
OdpowiedzUsuńU nas ciepło w domu. Chyba pierwszy raz zimą odkąd tu jesteśmy. Ocieplilismy szczytowe ściany i jest lepiej. No i utrzymuję cały czas żar w piecu. Kupa kasy na to wszystko poszło i święta będą raczej skromne, ale chociaż nie trzeba przy kompie pisac w rękawiczkach ( bo w zeszłym roku, zimą pisałam w watowanej kamizeli z futerkiem i w rękawiczkach z wycietymi paluszkami.Za to Jeepik zimą cierpi. Co rano trzeba piętnascie minut wczesniej wstać i pracowicie odszraniać szyby, rozgrzewać samochód, a i tak pedał gazu ciut przymarzniety i ledwo ledwo ciagnie. Nie lubię zimy! I już. A atmosfera świąt? Chwilowo brak. Zresztą to będzie pierwsze Boże Narodzenie bez mojej Mamy. Ech! Mimo to staram się nie dawać przeciwnościom i iść do przodu. Bo tak. I już! I Tobie tego życzę - iść do przodu. Na pohybel trudnościom!
OdpowiedzUsuńI ściskam ciepło, choć na zewnątrz mamy w tej chwili -12...
Asia
tak to już jest...listopad rozpieścił nas ciepłem i wydawało się nam, że w tych naszych górach zimy szybko nie będzie. Zimy w takim wydaniu jak teraz . U mnie w nocy było -16 a w dzień ok -10. Brrr , strasznie zimno. Też wściekam się, bo ogromne ilości opału trzeba, żeby ogrzać dom. Dlatego też, trzymam kciuki za Twój remont i realizację wszystkich planów.
OdpowiedzUsuńA na dodanie sobie otuchy zawsze mówię : do wiosny zostało 3 miesiące :) i tego się trzymajmy. Prawda, że od razu cieplej :))
Kozo Magdo, :-) domyślamy się, że z pewnością nie jest kolorowo gdy zima i zimno a dom nie do końca gotów na taką aurę ale... z pewnością dacie radę. Twarde z Was sztuki. Postaraj się nacieszyć nadchodzącym tygodniem w towarzystwie całej rodzinki. Święta tuż tuż i będzie kolejnych kilka wspólnych chwil ze Świętym. Dbaj o siebie i zdrówko. Pozdrowienia ślemy najcieplejsze. M&P
OdpowiedzUsuńzimno to jest własnie to czego nie cierpię ( za wyjątkiem kodów)więc trzymam kciuki za ocieplenie. U mnie też święta w lesie a nic mi się nie chce i nie wiem czy mi się zachce:)
OdpowiedzUsuńA ja lubię zimę, ale tylko jak w domu ciepło, u mnie nowe drzwi założone do kitu - firma do kitu, dodatkowo nie mogę dokupić takiej nowej wciskowej uszczelki i wymienić, no i to mi troszkę wychładza, ale jak na opał jest, to u mnie na szczęście można przetrwać, choć kotłownie mamy na zewnątrz, więc różnie to bywa z "przyjemnością" palenia. Pamiętam jak pierwszej zimy ciągle chorowałam, mieszkamy na wsi już ponad trzy lata, piec się psuł, a w saloniku do 7st potrafiło spaść, na szczęście wtedy jeszcze koni nie mieliśmy, bo bym się wykończyła, a teraz jakby się zahartowałam i już tak nie choruję, wręcz blokowo- miastowe temperatury mi przeszkadzaja, a zwłaszcza suche powietrze, dwa dni temu musiałam wietrzyć sypialnię przed snem, bo było za ciepło i za duszno, ale różnie jeszcze może być tej zimy, zwłaszcza, że opał kupujemy na worki, a nie na tony...
OdpowiedzUsuńUsmialiśmy się z Cezarym, czytając o kozie, która zjadła kwiatka i wystraszyła Twoją mamę. Wyobraziliśmy sobie to wyraźnie. Piekna scenka!
OdpowiedzUsuńNarzekasz na aparat, ale wcale fajnie udokumentowałaś to, o czym piszesz. I widzę, że masz cudne okolice. Aż się proszą o dłuższy spacer z aparatem. Zima jeszcze portwa (he, he!) a wiec będziesz pewnie miała okazję połazić po górach i pokazać to, co warte jest pokazania.
Podziwiam Ciebie i Twojego Lubego za pracowitość i upór w kwestii kontynuowania remontu. Jesteście tytani pracy!Brawo!
Pozdrawiam gorąco i gdybyś już nie miała okazji zajrzeć na blogi przed świętami, to juz teraz zyczę Ci wszystkiego najlepszego i odpoczynku nareszcie zasłużonego!:-))
Aby do wiosny a wtedy będzie ciepełko i łatwiej będzie :-)
OdpowiedzUsuńNie lubię zimy...
na pewno bardzo się cieszysz z tygodniowego pobytu Świętego- i nie dziwię się we dwoje i rażniej i przyjemniej -pracy nie zazdroszczę ale życzę wytrwałości; pomyśl gdy skończycie to jak będzie miło posiedzieć przy kominku , pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń"A może nic nie popychać i spędzić po prostu miły rodzinny tydzień ? Z dzieckiem na lodowisko pójść, może do kina albo gdzieś po prostu ..." Ja bym Wam serdecznie tego właśnie życzyła, ale ja jestem takim straszliwym leniem, że łomatko!
OdpowiedzUsuńPisałam kiedyś o sobie, że jestem "uszkodzona świątecznie", nie czuję ich, nie wiem skąd się to wzięło i nie umiem nic na tę przypadłość zaradzić.
Wszystkiego dobrego! Dużo ciepła, w każdym wymiarze!
Dobrego humoru Wam życzę i tego, byście spędzili ten urlop Świętego nie tylko na pracy. U nas mróz jest naprawdę siarczysty, choć na nizinach żyję (wczoraj -17, dziś -10), Do wczoraj byłam sama. Pół dnia spędzam na dworze - siano dla owiec noszę, wodę ciepłą wiadrami, a mam kawałek drogi z domu. Do tego liczne zajęcia popołudniami. Wracałam do pustego i zimnego domu, ale jakąś taką mam genetyczną radość z byle czego. Że się rozpaliło w piecu szybko, że jak chałupa zimna, to będzie się lepiej spało, że świat wygląda ślicznie cały zasypany, że skrzypi tak śnieg pod butami, że tyle drewna mogę nosić koszami, że mi nos zamarza i policzki czerwone. Wydaję się sobie wtedy taka młoda. Takam trochę zwariowana. To też mnie cieszy. To wariactwo moje Ci ślę wraz z pozdrowieniami. Trzymaj się cieplutko
OdpowiedzUsuńJa, podobnie jak Rogata, cieszę się z byle czego, a zwłaszcza z tego,że dwa lata temu miałam w domu max. 17 stopni z kominkiem na full, a teraz 21 bez kominka;) że jeszcze będzie lepiej, gdy za jakiś tam czas - a może już do następnej zimy, docieplimy połacie dachowe i będzie wtedy dopiero bajeczka;)
OdpowiedzUsuńZrób sobie herbaty jakiejś pachnącej, dolej do tego łyżkę spirytusu (lekarstwo na zimę mojej babci;) i pod koc - nie rób nic - a gdy przyjedzie Święty - tym bardziej... Chociaż ze dwa dni nie róbcie nic, to oczyszcza;)
Pomysł tylko: zaraz święta, potem tylko do ferii, a potem już wiosna!
A poza tym - my z najstarszego miasta w Polsce się łatwo nie poddajemy;)) Kalisz zasypany i ślizgawica podobno straszna;)
też się uśmiechnęłam, gdy przeczytałam o żarłocznej kozie, która buszowała w kuchni :) kiedyś moja mama miała parę kóz i koza (ona) skorzystała,ze drzwi do domu były otwarte, weszła na klatkę schodową, wspięła się na półpiętro i wyskoczyła z okna :)dała radę, innym razem, gdy była nieco mniejsza wskoczyła na auto znajomych rodziców (zostawiła urocze ślady kopytek na masce). Kozy potrafią! też jestem w lesie z przygotowaniami do Świąt i nawet nie chce mi się ich czuć.Chyba ostatnio za dużo mnie przygniotło, ech. Mam nadzieję,że jeszcze przed świętami pokażesz co zrobicie z mężem, ale na wszelki wypadek: spokojnych i zdrowych Świąt!
OdpowiedzUsuńKochana i u nas zima na całego. Mróz trzyma i nie chce odpuścić.
OdpowiedzUsuńJa nocami nie śpię i pilnuję pieca aby cały czas chodził na obrotach bo pokoje trzeba ogrzać choć trochę aby woda nie zamarzła. Może następny tydzień będzie lepszy.
Życzę wszystkiego naj i trzymaj się.
Pozdrawiam
Oj, te mrozy i zimy w niektórych stronach nie odpuszczają.u mnie dzisiaj 20 stopni rano pokazywał termometr za oknem.A ja mam jechać do miasta.Ja lubię zimę tylko przez okno przy ciepłych kaloryferach.Niektórzy czekają na nią i dośnieżają stoki,ale to tylko cieszy moje dzieci-tylko chłopców,bo córka nie narciarka.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się czytając o przygodzie z Jadżką.Pozdrawiam zimowo.Musimy jakoś przetrwać.
Magdo :)
OdpowiedzUsuńMiałaś pisać w sobotę i niedzielę cały Twój blog z radością choć i smutków nie brakowało przeczytałam i czekam na następne wpisy :)
Muszę to napisać że bardzo Cię podziwiam , no cóż dla mnie jesteś wielka :)
Ilona