Wchłonęła mnie biel całkowicie i bezgranicznie. Ogródek i przyległości. A ja chcę wiosny, albo chociaż widoków przedwiośnia. Kopię i kopię w tej bieli. Wczoraj skończyła się woda, przerzuciłam kilka ton śniegu żeby się dostać do silnika.
Mam zimową depresję u progu wiosny. Nie mogę już patrzeć na tą biel i nie chcę myśleć jak to wszystko zacznie się topić. Spłynę chyba razem z chałupą. Marzę o widoku kawałka zielonej trawy.
Gdzieś tam czekają moje róże, tawuły, krzewuszki i biedna połamana jednoroczna magnolia. Za dużo dla mnie. Najpierw miesiąc arktycznych mrozów, teraz tony śniegu.
Dobrze że dziecko ma jeszcze tydzień ferii i nie muszę się w stresie wykopywać. Przed chwilą w radiu podali że idzie na nas kolejna śnieżna chmura. Odkąd tu mieszkam zawsze pod koniec lutego dostaję zimowej depresji. Mimo wszystko ta piękna pora roku powinna trwać chociaż o miesiąc krócej. A tak poza tym że jesteśmy kompletnie zasypani nie dzieje się nic ciekawego.
Jezdzimy z dzieckiem do biblioteki i zaszywamy w lekturze grzejąc przy piecach. Nie mam ochoty na żadne działania fizyczne. Karmię i poję moją trzódkę przy okazji i dziecko. Byle do wiosny.
Był dzień kota. Moje koczkodany nie bardzo lubią pozować, ale proszę udało mi się zrobić kilka zdjęć. Nie jestem kociarą i nie pałam ogromną miłością do wąsiastych. Tolerujemy się zatem, one nie są zbyt wylewne, ja też nie. Zapewniam im ciepłe schronienie i pełną michę. W zamian wyłapują myszy, nornice a czasem nawet krety. Filip często przynosi ptaki. Wczoraj piękną sójkę. Szczerze go wtedy nienawidzę. Niestety natury nie da się zmienić. W przypływie miłości do mojej osoby grzeją i mruczą mi na kolanach. Przydają się szczególnie zimową porą i na odstresowanie ;)
Niestety kocich zdjęć nie będzie. Komputer informuje mnie że padł właśnie kabel USB, swoją droga inteligentnie bardzo. A ja chyba pozamieniałam kable, muszę poszukać właściwego. Żeby nie było zupełnie bez zdjęciowo.
Bałwan, to już historia. Ulepiony w przypływie radości ze śniegu w poranek Trzech Króli. Jeszcze wtedy cieszyliśmy się z bieli . Zabutelkowane wino z dzikiej róży. Z relacji świętego wynika że trunek przedni. Osobiście nie próbowałam, jakoś ostatnio stronię od napojów procentowych.
Do napisania ... mam jednak mimo wszystko nadzieję wkrótce na wiosenny wpis ....
Witaj .U mnie po śniegu ani śladu.W nocy zaczął padać deszcz i zresztą pada nadal.Nie cierpię takiej pogody.Ciekawa jestem jak przezimowały moje krzewy bo jak były syberyjskie mrozy to śniegu ani grama,a teraz wszystko stoi w wodzie.Masakra,u mnie tak jest albo susza ,że latam od rana do wieczora i podlewam ,albo pada i pada.Ja kocury mam 2 i nie wyobrażam sobie dnia bez nich mają oczywiście swoje za uszami szczególnie jeden,ale cóż czy my jesteśmy lepsi? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZima może sobie podskakiwać, ale ze słońcem nie wygra!!! Co dzień jest coraz wyżej i coraz dłużej!!!
OdpowiedzUsuńU nas Biała Pani przyszło w drugiej dekadzie stycznia dopiero, więc zamiast się dołować, pocieszamy się, że w tym roku podarowała cały grudzień!!!
Oby do wiosny (zatęsknisz wtedy za książką, a czasu będzie brakować :D)
Pzdr.
Wiesz Magdo, ja też mam już serdecznie dość tej zimy i czasami ręce mi opadają, ale pocieszam się, że to już bliżej, niż dalej. Skoro nic nie piszesz, znaczy stado jeszcze nie powiększyło się o młode kózki, u nas też na razie spokój. Nalewka, to idealny trunek na zimowe smutki i rozgrzany kominek - jak się wcześniej naniesie drzewa i napali :) buziaki śle i oby do wiosny.
OdpowiedzUsuńO depresji zimowej dużo można gadać bo też już normalnie mam dosyć :( Dziś rano ledwie doszłam do kóz bo ślisko okropnie to co w dzień stopniało w nocy zamarzło a ja nie widzę końca zimy :( Tęsknie już za ciepłym powiewom wiatru śpiewu ptaków i mojej pracy w ogrodzie.... Zamieszkałabym z chęcią tam gdzie zimy nie ma
OdpowiedzUsuńJa depresji dostaje chyba wlasnie z braku zimy, od szarosci i prawie wiecznego zachmurzenia...
OdpowiedzUsuńJa tak, jak Kamphora - jestem bliska depresji i marzę o śniegu, za oknem mam szarobure widoki, w ogródku chlapę, którą moje panny pracowicie wnoszą do domu na łapach... Aż mi głupio, ale zabrałabym od Ciebie troszkę tego białego poaskudztwa ;-))
OdpowiedzUsuńA Tobie życzę rychłej wiosny i zieleni wokół!
Ściskam czule!
u nas bieli było jak na lekarstwo i chyba Frankfurt z tego słynie, że zima omija go łukiem, ale morzy dały nam w kość i to marznięcie też już mogłoby sobie odpuścić. Rower mój już w blokach startowych ale jeszcze 4 litery marzną, więc póki co dalsze wyprawy uskuteczniam autem. Niech słońce Wam świeci i odpędza złe i ponure myśli.
OdpowiedzUsuńJuż niedługo! NIEDŁUGO!
OdpowiedzUsuńMnie tak strasznie przerażają upały, że marzyłoby mi się przejście z delikatnej wiosny, od razu w późne lato...
Każdy ma inaczej.
Pozdrówki!
Ja, podobnie jak M. bardzo źle znoszę upały. Już wolę zimniejsze pory roku, ale teraz z tyloma zwierzętami zimą jest mi bardzo ciężko (bom "durna miastowa i bez infrastruktury zwierzęcej" - to cytat z pewnego mądrali z infrastrukturą, ale bez zwierząt)i marzę o wiośnie. Wiosny Ci życzę najszybszej i ciepłej, i zielonej, i pachnącej kwieciem rozmaitem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńP.S.