Słonecznie i sucho, nawet za sucho. Kozy wygryzają pozostałości zielonej trawy, niewiele jej zostało. Nie padało od ponad 1,5 miesiąca. Przewrotny klimat mamy, w lipcu słonecznych dni nie zliczyłabym na palcach jednej ręki.
Ostatnio żyję bez pośpiechu. Mogłabym rzec na zwolnionych obrotach. Grzeję się w ciepłych promieniach razem z kotami i resztą zwierzyńca. Wyciszam się, od wczesnej wiosny do sierpnia byłam na pełnych obrotach, często w stresie. Nacieszyłam się Świętym , który przez ostatnie 5 tygodni jest ze mną. Niestety co dobre szybko się kończy i niedługo znów w drogę ...
Młody trenuje. W sumie męską grę ale nie bardzo ma dryg. Marzeniem matki no i ojca jest oczywiście aby kontynuował, ale jak to będzie, zobaczymy.
A sielsko wiejskie życie na górce toczy się swoim spowolnionym torem.
A to jest Filip. Wyrósł pod bacznym okiem swojej nadopiekuńczej matki. Reszta kociaków ma wspaniałe domy. Niestety trochę mi ich żal, nie mają tyle wolności co nasze koty. Filip specjalizuje się w łowieniu ptaków. Nie powiem żebym z tego powodu była specjalnie szczęśliwa, ale natury nie da się zmienić.
Kawałek ogródka. Chyba ostatnie dni kwitnących, pierwsze przymrozki tuż, tuż ...
Podreperowana i ocieplona obórka. Dziewczyny dzień zaczynają od przepychanek. Tłuką się bezrożnymi głowami dosłownie o wszystko. O wiązkę siana, o garnek z przysmakami, których i tak nie zjadają. Raczej są to przyjacielskie przepychanki, tak dla formy i z nudów. Dodatkowo są strasznie wybredne. A powiadają że koza zje wszystko ...
A Luśka mi dziwnie "zczłowieczała". Ostatnio woli towarzystwo człowieka niż swoich pobratyńców. Przecież nie mogę wszędzie wlec się z kozą. Gdyby jeszcze to jej "zczłowiecznie" było dosłowne i znielubiłaby np. moje kwiatki, krzaczki i powoje, wtedy w zasadzie nic nie stało by na przeszkodzie aby traktowana była na równi z psem czy kotem. Niestety musi zostać tak jak jest i wolność osobistą muszę jej ograniczać.
Dawno temu ( 4 może 5 lat ) na starym blogu napisałam że kiedy osiądę na górce, kupię kozę i będę z nią popijać przedpołudniową kawkę. Wtedy jeszcze nie miałam tak naprawdę planów ani wyjazdu z miasta, ani tym bardziej zakupu kozy. Jak widać, słowa rzucone ot tak, często spełniają się.
Dziękuję za życzenia urodzinowe. Czterdziestka przyszła bezboleśnie ;)
Sielsko u Ciebie i cudownie spokojnie... oj, przydałoby się i mnie takie wyciszenie. Powolny rytm życia, w zgodzie z naturą - bo jak się jej przeciwstawiać?
OdpowiedzUsuńPiękne są Twoje kozy, ja tez mam takie marzenia, żeby kozy razem z psami... i ze mną ;-)) Ot, takie rojenia laika, już się domyślam, że trudne do ziszczenia ;-))
Oby taka piękna jesień porozpieszczała nas jak najdłużej...
Ściskam czule ;-)
Moje też się tłuką, dlatego jak daje im jakieś przysmaki, to pilnuję żeby każda jadła swoje :) My jesteśmy na etapie ocieplania im zagródek, bo to zima bliżej niż lato. Mówisz, że Luśka zeczłowieczała, nasza Hrabianka też łazi za mną po łące i ociera się, domaga głaskania, takie one już są te nasze kózki. A jeżeli chodzi o rzucane słowa, to pomogłaś w tym, żeby nie były rzucone na wiatr :)
OdpowiedzUsuńOch! To tak można? Tak spokojnie przeżywać codzienność? Dostrzegać zmiany otoczenia, cieszyć się każdą chwilą? Dobrze Ci, w mieście życie jak w kołowrotku...
OdpowiedzUsuńPrzyjemnego kosztowania jesieni :)
Powiało z Twojego postu taka jesienią , jaką my osobiście bardzo kochamy. Dzięki.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Na marzenia rzeczywiście trzeba uważać, lubią się spełniać. Ale Ty chyba nie żałujesz? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń