środa, 21 września 2011

Minęło ...

Cóż ... chyba ostatecznie pożegnaliśmy lato. Goście wyjechali. Smutno jakoś i spokojnie się zrobiło. Powoli wchodzę w fazę jesiennego wyciszenia. Na górce zmienia się krajobraz. Coraz więcej czerwieni i żółci. Jeszcze tylko w ogrodzie intensywne fiolety przeplatają się z różowościami.
Zawsze czuję smutek kiedy budzę się w szary, wrześniowy poranek. Góry zasnute mgłą ... nostalgiczne. Z sąsiedzkich kominów unosi się dym. Nasze piece też już przygotowane.
Święty całe lato pracował. Jakoś mi żal, ponieważ remont utknął w okolicach kwietnia. Niestety tego lata nie udało się zbyt wiele zrobić.
Dopiero pod koniec sierpnia Święty znalazł czas żeby pociąć i porąbać drzewo na opał. Teraz dosycha pod wiatą. W lasach sucho, nie ma grzybów. A mnie się marzą rydze na masełku ...

Z oborowego życia ...
Moje małe stadko kóz powiększyło się o jedną kobitkę. Mizia, mleczna trzyletnia koza. Jest z nami od około miesiąca. Poznajemy się powoli. Kózka fajna, przyjacielska, niekiedy humorzasta, zresztą jak wszystkie kozy. Dojenie przyszło mi z łatwością. Jakbym robiła to od lat. Paradoksalnie doiłam pierwszy raz w życiu. Sprawnie poszło, teraz po miesiącu mogę spokojnie nazwać się ekspertką ;) Jak mleko to i przetwory. Eksperymentuję z serami. Myślę że z czasem będą coraz lepsze.

Mizia po pierwszym dojeniu



A Lusia robi nas w balona. Takiego co to nam nad głową od czasu do czasu przelatują ;)




Otóż kilka dni temu zauważyłam że w Lusinych strzykach pojawiło się coś. To coś wcale nie oznacza mleka a bliżej nieokreśloną, lepką, trochę przezroczystą, kleistą substancję. Owe coś najprawdopodobniej jest siarą  czyli mlekiem matki spodziewającej się potomstwa. Natomiast Lusia wcale nie wygląda na ciężarna kozę. Przytyła u nas i owszem ale wydaje mi się że po prostu ją odkarmiliśmy. Pozostaje więc dla mnie zagadką czy kózka faktycznie wkrótce powije potomstwo. Na razie jest pod baczną obserwacją i oczywiście jak na potencjalną ciężarną, rozpuszczam ją do granic możliwości :)

Boluś.  W obecnej chwili pan kozioł, z rozbrykanego wariata stał się statecznym nadzorcą  stada. Jest o wiele spokojniejszy niż jego towarzyszki. Z racji swojej męskości dostał osobny boksik w którym rezyduje. Nie sprawia żadnych kłopotów, no może poza jednym. Bolek śmierdzi. Śmierdzi okropnie.Chcąc podobać się swoim paniom robi różne rzeczy o których pisać tutaj nie będę ponieważ mogłabym potencjalnego czytelnika lekko zniesmaczyć.  Powiedzenie śmierdzi jak cap jest trafione w samo sedno.

Boluś po kąpieli


Dodam jeszcze tylko że w dwa dni po wyszorowaniu kozła, zapach powrócił i to ze zdwojoną siłą.

Wracając do nowych mieszkańców górki to został z nami Filipek. Synek naszej Szczęściary ale ... to już inna historia ...

A jutro ... jutro kończę 40 lat ... jest to chyba dobry czas aby pomyśleć ... o tym czego jeszcze nie zrobiłam, co przeleciało mi przez palce, co powinnam, zrealizować kilka planów ... no i chyba ostatecznie zaakceptować nowego zięcia, czarnego zięcia i mimo ze nie jestem rasistką jakoś ciężko się z tym pogodzić ...

5 komentarzy:

  1. Magdo, jesteś!
    Zazdroszczę Ci łatwości dojenia!
    Nasza koza Matylda jest specjalistką od urojonych ciąż. Kozioł w zasadzie jej niepotrzebny. Może Lusia też? Po ciąży urojonej i równie urojonym porodzie, będzie miała całkiem realne mleko.
    Capy śmierdzą i koniec. Kąpanie Bolusia w okresie rui kóz, spowoduje tylko rozpaczliwe, zwielokrotnione "perfumowanie się". Będzie się wysilał jak tylko się da. Jak już będziesz miała wszystkie kozy po randkach, to i Boluś i jego zapach się uspokoją.
    Wszystkiego najlepszego!!!
    Żeby tylko Twojej córce było dobrze z tym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja już dzisiaj złożę życzenia! By każdy kolejny dzień Twojego życia, był Twoim prywatnym świętem w zdrowiu i zadowoleniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że są nowe wieści z górki. Twój Boluś jest pięknym kozłem, a że capi, cóż, jego wygląd wynagradza capienie. My mamy taki sam problem, nasz Fidel też zaczał capieć, ponieważ kózki raz jedna, raz druga czarują go jak mogą. Kąpiel też była, ale zaraz capienie powróciło, trzeba sobie będzie odpuścić te kąpiele na jakiś czas. Dzisiaj myślałam, że umrę ze śmiechu, Hrabianka ma ruję, więc i areszt domowy, wyprowadziliśmy Galę i Fidela, a ten z obłędem w oczach i rozwianą grzywą zaczał gonić uciekającą w popłochu Galę w celach wiadomych, w efekcie Gala zwiała z powrotem do zagródki. Ja też eksperymentuję z serami i musze powiedziec, że są pyszne. Co do córki i zięcia, ważne, że się kochają, Ty kochasz córkę, więc zaakceptujesz jej wybór, tak jak każda mądra matka :) Ślę buziaki osnute górską mgłą..

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, ano iii najserdeczniejsze życzenia urodzinowe, ja czterdziestkę mam już za sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepsze życzenia, Magdo, niech Ci się marzenia spełniają, sery pyszne warzą, czas niech Cię rozpieszcza!
    Boluś cudowny, ma prezencję, no i jest bardzo męski ;-)
    Myślę, że rozumiem Twoje odczucia, mamy niewielki wpływ na wybory naszych córek, ale najważniejsze, żeby byli szczęśliwi, wtedy i Tobie będzie łatwiej się przekonać do zięcia. Byle był dobrym człowiekiem... Dużo wyrozumiałości i tolerancji Ci życzę...
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń