wtorek, 21 grudnia 2010

Marzenie

Nadal czuję ogromną niechęć do przygotowań świątecznych. Jednak trzeba było się ruszyć do garów. Z pustą ręką nie pojedziemy. Od rana zaatakowałam  karkówkę i przyprawiony wcześniej boczek, pierniki poczynione kilka dni temu pieczołowicie z Młodym udekorowaliśmy, choinka ubrana ( coś czuję że długo nie postoi bo już się zaczyna sypać ). Chałupa w miarę doprowadzona do porządku.

Dzisiaj po raz pierwszy odkąd leży śnieg próbowałam wyjechać na górę. Nie wiem co mnie podkusiło. Chyba Em telefonicznie, ciągle się pyta, wyjeżdżasz pod dom ? No i wyjechałam na swoje nieszczęście. Oczywiście mniej więcej w połowie wpadłam w poślizg i wylądowałam w poprzek drogi. Przód na skarpie a tył auta na górze. Ależ się umordowałam. Pod koła wysypałam dwa wiadra popiołu, koła boksowały a ja coraz bardziej wbijałam się w brzeg. Po godzinie udało mi się zjechać tyłem. Wolę już te siaty taszczyć.
Terenówka mi się marzy z napędem na cztery. Marzenia można mieć przecież ..

Zrobiło się cieplej i kotka wyszła na włóczęgę, musi wrócić do piątku  bo samej jej tutaj nie zostawię




niedziela, 19 grudnia 2010

Turyści

Powoli zaczyna się masowy najazd turystów na nasz kurorcik. Znowu zaroi się od "kombinezonów". Sezon będzie trwał nieprzerwanie do końca ferii zimowych. Potem krótka przerwa i wielkanocny najazd gości który już  w zasadzie potrwa do końca wakacji.
Nie lubię tego nawału. Kolejki w sklepach i wszechobecna drożyzna.

A my wyjeżdżamy na święta do "Wielkiego Miasta". Górami i zimą zdążymy się jeszcze nacieszyć. Startujemy w piątek wczesnym rankiem. Do pokonania kilkaset kilometrów. Przy odrobinie szczęścia może zdążymy zjeść wigilijnego karpia w gronie stęsknionej rodzinki.

Zaczyna się odwilż. Ciekawe czy stopi cały śnieg. Mam nadzieję że nie. Teraz jest pięknie.

Halny

Od rana wieje halny. Zapowiadają odwilż, myślę że prognozy się sprawdzą.
Udało mi się w końcu  uruchomić samochód. Jeżeli w nocy znowu nas nie zamrozi zawiozę nareszcie swoje wynudzone dziecko do szkoły.
W tym roku jakoś omija mnie magia świąt, nawet chałupy nie szykuję. Dobrze że żyję z dala od tej całej komercji. Em przyjechał na jeden dzień, coś tam grzebnął, w zasadzie nic wielkiego ale zawsze. Powoli zaczynam mieć dość remontów, bałaganu, noszenia drzewa, palenia w piecach, pompowania wody, odśnieżania i ciągłego biegania z suszarką do włosów aby podgrzać to co aktualnie zamarzło albo ma zamiar. Coraz częściej proszę Ema abyśmy trochę zwolnili.
Brakuje mi pracy. Dwa tygodnie temu kiedy zaczęły się pierwsze zimowe utrudnienia zdecydowałam się złożyć wypowiedzenie. Dobrze, bo do tej pory pewnie już by mnie zwolnili dyscyplinarnie.
Jak na razie mamy jeszcze cały czas wodę i z tego się cieszę. Może w tym roku nie zamarznie.
Dziś rano zauważyłam zwierzątko łasicowate pod oknem. Po bliższych oględzinach znalezliśmy kilka norek wyrytych pod śniegiem i dużo śladów małych łapek. Nie wiem czy to kuna, łasica, może coś innego. Przebiegło tak szybko że nie zdążyłam dobrze się przyjrzeć. Na pewno wróci.
Sarny buszują przy domu wyjadając siano które leży na górze w stajni. Nie nie mam konia, nie wiem dlaczego stajnia. Tak jest od zawsze. Mama Ema trzymała tam krowę.
Przed chwilą wyjechał. Ciągle wyjeżdża. Przyzwyczaiłam się. Zresztą nie jestem tutaj tak całkiem sama. Jest Młody i zwierzaki. Moje osobiste hodowane i te mniej lub bardziej przysposobione ;)

sobota, 18 grudnia 2010

Początek

Pomyślałam sobie że to dobry czas na założenie bloga. Za tydzień minie dwa lata odkąd mieszkamy w górach. Decyzja o przeprowadzce była dla mnie bardzo trudna. Prosto z czyściutkiego mieszkanka w bloku do zrujnowanej chatki zasypanej śniegiem. Czy było warto ... ? trudne pytanie, kocham to miejsce, dom, wszystko ale czasami jest ciężko, bardzo ciężko ...
Mieszkanie w tym miejscu nauczyło mnie przede wszystkim pokory, cierpliwości i ogromnego szacunku do otaczającej mnie rzeczywistości.