Czytam posty na Waszych blogach i zastanawiam się nad tym, jak łatwo niektórym osobom przychodzi pisanie notek na blogu. A ja od jakiegoś czasu nie mogę zebrać myśli żeby sklecić tutaj kilka słów. Ostatnio napisałam posta, niestety przez przypadek chciałam edytować wpis i skasowałam. W zasadzie nic tam ciekawego nie było, ale notka "wyparowała" i już nie miałam weny aby ją odtworzyć.
Na górce życie toczy się swoim rytmem wyznaczanym przez pory roku. Pogodziłam się już z szarościami i jesienią. Połowa listopada prawie za nami. Jeśli mam być szczera to chyba bym wolała odrobinę śniegu. Przynajmniej przykryłby smutny zbrązowiały i szary świat. Aura za oknem w tym roku w miarę łaskawa chociaż nie obraziłabym się za więcej chwil ze słońcem. Zostałam sama z Młodym ponieważ święty znowu "na wygnaniu" w stolicy. Przyzwyczaiłam się przez te osiem miesięcy do jego obecności i niezbyt fajnie się czuję wiedząc, że znowu jestem sobie "sterem i okrętem". Może chociaż zima okaże się łaskawa i oszczędzi mi "przygód", no ale życie bez przygód byłoby nudne, więc pewnie jakieś niespodzianki wyskoczą, jak zawsze. Nie ma co wyprzedzać faktów.
Na razie muszę się przyzwyczaić do swojej samotni i przestawić na trochę inne funkcjonowanie, co za tym idzie będę miała więcej ruchu, a ruch to zdrowie. Za chwilę sama siebie przekonam, że w sumie fajnie, że święty wyjechał :). Oczywiście żartuję, ale życie w naszym kraju niestety nie pozostawia nam wielu wyborów.
Moje dziewczyny już niestety mleczka nie dają. Sery które ostatnio pokazałam na blogu były faktycznie tymi ostatnimi. Ponieważ mleka z dnia na dzień było coraz mniej w szybkim czasie udało mi się je całkowicie zasuszyć. Mam nadzieję, że Dzidziol spisał się na medal i końcem zimy pojawią się na świecie małe Dzidziolowe dzieciaki. Wszystko na to wskazuje, pod koniec września bujnie rozwijało się "kozie życie erotyczne" i mam nadzieję, że coś z tych igraszek wyszło.
Z drobiowej ferajny zostało 10 kurek i dwa koguty. Reszta zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Już sama nie wiem do końca czy lis był sprawcą, czy może człowiek, który "potrzebował pilnie" moich kur. A może pół na pół. Sprawa pewnie się kiedyś wyjaśni. Ogólnie dziwne rzeczy działy się na naszej górce wczesną jesienią. Nie złapaliśmy człowieka przez którego znowu zaczęłam się bać wychodzić po zmroku z domu, a który plądrował po obejściu. Nie zginęło zupełnie nic cennego, były to raczej złośliwe wybryki, ale nabawiłam się przez niego niezłej nerwicy. Nie wiem czy jeszcze wróci, mam nadzieję że nie. W związku z zaistniałymi incydentami mam teraz koło domu istne "eldorado". Lampy czujnikowe biją na odległość, a sąsiedzi chyba pomyśleli, że zwariowaliśmy. Monitoring też mamy.
Tyle wieści z górki.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich czytelników którzy do mnie zaglądają. Dziękuję że czytacie moje posty, komentujecie, odwiedzacie wirtualnie i pozostawiacie miłe komentarze. Do napisania ...
Na górce życie toczy się swoim rytmem wyznaczanym przez pory roku. Pogodziłam się już z szarościami i jesienią. Połowa listopada prawie za nami. Jeśli mam być szczera to chyba bym wolała odrobinę śniegu. Przynajmniej przykryłby smutny zbrązowiały i szary świat. Aura za oknem w tym roku w miarę łaskawa chociaż nie obraziłabym się za więcej chwil ze słońcem. Zostałam sama z Młodym ponieważ święty znowu "na wygnaniu" w stolicy. Przyzwyczaiłam się przez te osiem miesięcy do jego obecności i niezbyt fajnie się czuję wiedząc, że znowu jestem sobie "sterem i okrętem". Może chociaż zima okaże się łaskawa i oszczędzi mi "przygód", no ale życie bez przygód byłoby nudne, więc pewnie jakieś niespodzianki wyskoczą, jak zawsze. Nie ma co wyprzedzać faktów.
Na razie muszę się przyzwyczaić do swojej samotni i przestawić na trochę inne funkcjonowanie, co za tym idzie będę miała więcej ruchu, a ruch to zdrowie. Za chwilę sama siebie przekonam, że w sumie fajnie, że święty wyjechał :). Oczywiście żartuję, ale życie w naszym kraju niestety nie pozostawia nam wielu wyborów.
Moje dziewczyny już niestety mleczka nie dają. Sery które ostatnio pokazałam na blogu były faktycznie tymi ostatnimi. Ponieważ mleka z dnia na dzień było coraz mniej w szybkim czasie udało mi się je całkowicie zasuszyć. Mam nadzieję, że Dzidziol spisał się na medal i końcem zimy pojawią się na świecie małe Dzidziolowe dzieciaki. Wszystko na to wskazuje, pod koniec września bujnie rozwijało się "kozie życie erotyczne" i mam nadzieję, że coś z tych igraszek wyszło.
Z drobiowej ferajny zostało 10 kurek i dwa koguty. Reszta zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Już sama nie wiem do końca czy lis był sprawcą, czy może człowiek, który "potrzebował pilnie" moich kur. A może pół na pół. Sprawa pewnie się kiedyś wyjaśni. Ogólnie dziwne rzeczy działy się na naszej górce wczesną jesienią. Nie złapaliśmy człowieka przez którego znowu zaczęłam się bać wychodzić po zmroku z domu, a który plądrował po obejściu. Nie zginęło zupełnie nic cennego, były to raczej złośliwe wybryki, ale nabawiłam się przez niego niezłej nerwicy. Nie wiem czy jeszcze wróci, mam nadzieję że nie. W związku z zaistniałymi incydentami mam teraz koło domu istne "eldorado". Lampy czujnikowe biją na odległość, a sąsiedzi chyba pomyśleli, że zwariowaliśmy. Monitoring też mamy.
Tyle wieści z górki.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich czytelników którzy do mnie zaglądają. Dziękuję że czytacie moje posty, komentujecie, odwiedzacie wirtualnie i pozostawiacie miłe komentarze. Do napisania ...
No nareszcie się odezwałaś Magdo :)
OdpowiedzUsuńRola słomianej wdowy nie jest łatwa, mam nadzieję że jakoś dasz radę, bo my kobiety ponoć możemy wiele znieść :)
Uściski ślę na Górkę :)
i my pozdrawiamy i uśmiechy ślemy i ...czekamy na maila. Mam nadzieję, że nie straciłaś do nas sympatii. :-)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio też przeżywam brak weny. Zmuszam się, żeby coś napisać. Jakoś tak schodzi na codzienności i ileż mogę pisać o swoich matczynych, psich czy innych problemach i dywagowaniu wciąż o tym samym. A że przytłoczona jestem problemami i tonę w powodzi myśli, których na blogu nie wyjawię, to..pustka gotowa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo ciepła życzę i pogody ducha!
No to się wyjaśniła niemożność odczytania twojego tekstu. Ale za to jest następny : ) Przykro słyszeć, że masz w okolicy jakiegoś złośliwca. Najgorsi są tacy, którzy się nudzą i zajmują bardziej cudzymi niż swoimi sprawami.
OdpowiedzUsuńJeśli tylko znajdę całą godzinę, najlepiej dwie (ale to już cud), i kiedy nikt mi nie urwie wątku, bo ja też słomiana z dwójką i remontem, to piszę mi się samo właściwie. Trzymaj się tam Na Górce i pisz koniecznie, to odgania złe duchy!
Kochana, ja piórem na życie zarabiam i też cierpię na brak weny ( co widać po liczbie notek na blogach ostatnio...) Ale jak tu pisać skoro Muza ( czyli Wojtek ) daleko? Jesień to taki czas, kiedy niewesołe mysli człekowi po głowie latają. Zwłaszcza listopad. bo to tuz po Wszystkich więtych, po wizycie na cmentarzach, a wokół cały świat krzyczy do nas o przemijaniu, a do tego z codziennością trzeba się brać za bary. Moje dni rozjasniaja cztery zwariowane łaciatki, czyli Makbet, Salcia, Kartezjusz i Elmirka. Młode toto jeszcze, rozmruczane, rozrabiajace. Za to starsze koty budzą mój coraz większy niepokój bo bardzo już widać po nich wiek. No ale co zrobić - przecież kilku stuknie lada moment 18 rok! Własnie dzisiaj wybieram się dla nich po środki na robale i witaminki. A do wykopywania resztek warzyw z ogrodu postanowiłam wziąć do pomocy sąsiada. Zapłacę mu parę groszy, a mój kręgosłup nadal bedzie mógł się prostować... Trzymaj się cieplutko i nie dawaj melancholii! Damy radę!
OdpowiedzUsuńAsia
Może obecność dużego psa dodała by Ci otuchy i poczucia bezpieczeństwa, a intruzów zniechęciła?
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się brakiem weny. Mnie też ostatnio "całkiem nie idzie". Taka pora roku. Takie realia naszego kraju. Mało kogo nastrajają radośnie.
Mimo wszystko życzę optymizmu i pozdrawiam.
Witaj Magdo, u mnie podobnie. Też jestem sama, no oprócz trzech psów i kóz :) Tomek wisi gdzieś na wysokościach budów przeróżnych. Niestety na rynku wydawniczym bida, nie ma zleceń. Tak więc staram się ogarniać to moje jolinkowo. Może wreszcie kiedyś się spotkamy. Pozdrowienia śle i nie dajmy się tej jesieni :)
OdpowiedzUsuńWidze, ze jestes kolejna osoba, ktora dopadla jesienna melancholia... Mnie tez nie ominelo:) Ale minie. Fajne jest to, ze mozna sie "wyzalic" czasem na blogu, pogadac z kims:) Czasem jedno zdanie lub slowo potrafi zmienic nasz nastroj... Powiem Ci, ze ja nie moglabym zyc bez por roku. Mimo tych pluch, szarosci czy ulew czasem. Najpiekniejsze jest to, kiedy mieszka sie na wsi. Bo jesien czy zima w miescie, dopiero wprowadza w depresyjny nastroj... U mnie dzisiaj tez za oknem szaro i pada ( nic nowego w szarej Anglii). Wlaczylam sobie wlasnie poraz tysieczny "Nigdy w zyciu" i marze sobie o takim wlasnie domku... i jest mi juz lepiej:) Sciskam Cie mocno!
OdpowiedzUsuńEch, z tą weną to różnie bywa... a z wolnym czasem, aby wenę przekuć na słowo pisane, jeszcze gorzej. Jesien to taka pora roku, kiedy melancholia dopada czlwoeika, a wszelkie smutki się wyolbrzymiają... Bardzo mi się nie podoba ten "ktoś" straszący Cię po obejściu, ale mam nadzieję, że środki zaradcze pomogą. Ja teraz też jestem bardziej sama, niż z Padre, który ogarnia nasz nowy dom przed zimą... łączę się z Tobą w tęsknocie ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam Magdo, wszystkiego dobrego ;)
Magdo, a nie mogłabyś sobie sprawić psa "robiącego duże wrażenie"?
OdpowiedzUsuńMoże by się nieproszony gość nie odważył zaryzykować.
Ja też jakoś nie mogę niczego napisać.
Mam kłopoty z pastwiskami dla kóz, sąsiad chce ok. 4 tys. rocznie za dzierżawę - to dla nas potwornie dużo. Jakoś trzeba będzie sobie z tym poradzić, ale już przemknęła myśl - a może będziemy musieli sprzedać stadko?
Robię jeszcze ostatnie sery, mleczność spadła z 22 litrów dziennie na osiem. Jeszcze chwila i zapadnę w "sen zimowy serowarki" ...
Wszystkiego dobrego Magdo!
Jesienna melancholia i mnie dopadła i maluję smutne obrazy i wiersze takowe piszę a o dużym psie pomyśl....Ja to bym chyba umarła ze strachu sama na odludziu choć o odludziu marzę...
OdpowiedzUsuńTez się tak czasem zastanawiam... A skasowanego posta szukałam, i nie znalazłam, a chciałam przeczytać koniecznie!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Tez szukałam Twego posta, który uleciał w niebyt. Pomyślałam tez o psie wyglądającym groźnie. Do mnie nikt już sam nie wchodzi. Robią ci moje potwory dobre wrażenie. Że też się jakimś ludziom chce uprzykrzać innym życie.
OdpowiedzUsuńNie smuć się jesiennie. Czas tak szybko mija. Już wiosna w marcu.
Ja jestem przyzwyczajona do samotnych dni od lat (od początku naszej wspólnej z G. drogi), bo mój mąż często wyjeżdżał i nadał wojażuje, ale są to tylko kilkudniowe wyprawy (tylko czasem kilkunasto, a czasem i kilkumiesięczne). Ja lubię być sama, bardzo. Melancholii ja nie znam, nigdy nie znałam, taka karma. Podoba mi się natomiast "Melancholia" Albrechta Dürera. Też tak czasem siedzę w narzędziowym bałaganie i rozmyślam, ale smutku w tym nie ma. Tylko weny brak.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Zrobił się melancholijny nastrój ale już niedługo święta i nastanie czas radosny.
OdpowiedzUsuńMnie również czasami weny brak na pisanie jedynie czego mi nie brak to robótek . Pozdrawiam cieplutko.
Witaj Magdo - mój pierwszy blogowy obserwatorze :).
OdpowiedzUsuńPewnie zwróciłaś uwagę na ilość moich wpisów - jeden miesięcznie to standard. Myślę,że to raczej podejście do pisania - Twoje podobne do mojego. Zawsze wydaje mi się, że zwykłe codzienne czynności trudno opisywać bo są właśnie takie zwyczajne. A jeszcze trudniej zapisać myśli - zbyt ich dużo i dlatego zazwyczaj pozostają nieopisane. Pozdrawiam !
Zapraszam po wyróżnienie do mnie
OdpowiedzUsuń1.Kot czy pies i dlaczego.
2.Miasto czy wieś i dlaczego
3.Telewizja czy komputer
4.Książka papierowa czy e-book
5.Lato czy zima
6.Potrawy normalne czy wegetariańskie
7.Zapach wanilii czy cytryny
8.Kolory ziemi czy pastele
9.Lasy czy łąki
10.Góry czy morze
11.Obieżyświat czy domowa istota
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów niżbyśmy chcieli, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Z tą weną, to różnie bywa.Tak samo, jak i z czasem na pisanie. Pieski są dobre nawet na smutki, sama mam trzy duże i czuję się dzięki nim bezpiecznie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Monika