Nie napiszę, że zupełnie mnie to nie ruszyło ponieważ skłamałabym. Deklaracje jednak były takie. Owieczka zakupiona wiosną miała być przeznaczona do konsumpcji. Nadeszła pora żeby pożegnać się z puchatą koleżanką. I tak oto kilka dni temu we mgle porannej przy pomocy chłopaka który zna się na rzeczy, nasza owca dokonała żywota. Cóż mam napisać, że miała dobre życie i się rozczulić. Nie napiszę.
Za to zjedliśmy wyśmienitą pieczeń z udźca jagnięcego. Barszcz ugotowany na żeberkach wyszedł zupełnie inny niż na mięsie zza sklepowej lady. Dzisiaj wyciągnęłam kolejne porcje na pasztet. Jestem przekonana, że będzie pyszny.
Stwardniałam mieszkając tutaj. Podejmuję decyzje których jako typowy mieszczuch zapewne bym nie podjęła. Rodzina (ta z miasta) raczej nie popiera, wolą kupować mięso w sklepie. W przyszłym roku pewnie też zdecyduję się na jagnięta. Może pomyślę o zakupie brojlerów.
Przez ostatnie trzy lata urodziło się u nas kilka koziołków. Ludzie mówią, zabij, spróbuj jakie dobre mięso. Jednak jakoś nie mogę. Rodzą się te maluchy w naszej obórce, wynoszone, wygłaskane, ufne. Wyrastają z nich łobuzerskie "małe byczki" i idą w świat. Zobaczymy co wiosna przyniesie.
Na razie mamy swoje mleko, jaja, sery. Co prawda polegałam w tym roku w warzywniaku, no ale nie można mieć wszystkiego. Pomidorów, ogórków i cukinii udało się trochę zebrać. Zrobiłam trochę przetworów. Ostatnio paprykę, pyszna wyszła, słodka taka jak lubię.
Na pastwiskach rosną kanie w zastraszających ilościach. Można wiadrami zbierać. Powiadają że rosną tam gdzie wypasane są zwierzęta. Widocznie coś w tym musi być.
A dzisiaj po południu niebo zachmurzyło się i zagrzmiało. Przeszła krótka, ale bardzo intensywna burza z gradem. Przyznam szczerze że z Młodym trochę stracha mieliśmy. Po burzy zapanowała ciemność i przez kilka godzin nie było prądu. Lekcje przy świecach przy ciepłym piecu kuchennym w którym wesoło trzaskało drzewo. Powrót do przeszłości ... ? :)
Za to zjedliśmy wyśmienitą pieczeń z udźca jagnięcego. Barszcz ugotowany na żeberkach wyszedł zupełnie inny niż na mięsie zza sklepowej lady. Dzisiaj wyciągnęłam kolejne porcje na pasztet. Jestem przekonana, że będzie pyszny.
Stwardniałam mieszkając tutaj. Podejmuję decyzje których jako typowy mieszczuch zapewne bym nie podjęła. Rodzina (ta z miasta) raczej nie popiera, wolą kupować mięso w sklepie. W przyszłym roku pewnie też zdecyduję się na jagnięta. Może pomyślę o zakupie brojlerów.
Przez ostatnie trzy lata urodziło się u nas kilka koziołków. Ludzie mówią, zabij, spróbuj jakie dobre mięso. Jednak jakoś nie mogę. Rodzą się te maluchy w naszej obórce, wynoszone, wygłaskane, ufne. Wyrastają z nich łobuzerskie "małe byczki" i idą w świat. Zobaczymy co wiosna przyniesie.
Na razie mamy swoje mleko, jaja, sery. Co prawda polegałam w tym roku w warzywniaku, no ale nie można mieć wszystkiego. Pomidorów, ogórków i cukinii udało się trochę zebrać. Zrobiłam trochę przetworów. Ostatnio paprykę, pyszna wyszła, słodka taka jak lubię.
Na pastwiskach rosną kanie w zastraszających ilościach. Można wiadrami zbierać. Powiadają że rosną tam gdzie wypasane są zwierzęta. Widocznie coś w tym musi być.
A dzisiaj po południu niebo zachmurzyło się i zagrzmiało. Przeszła krótka, ale bardzo intensywna burza z gradem. Przyznam szczerze że z Młodym trochę stracha mieliśmy. Po burzy zapanowała ciemność i przez kilka godzin nie było prądu. Lekcje przy świecach przy ciepłym piecu kuchennym w którym wesoło trzaskało drzewo. Powrót do przeszłości ... ? :)