Chałupa stała ... taka biedna zaśnieżona, zimna i opuszczona. Dwa dni trwało zanim ją dogrzaliśmy. Padła mi większość kwiatów, zostały puste parapety i smętne brązowe badylki, również rybki w akwarium Młodego straciły żywot, no cóż, spodziewałam się. Święty dwa dni zrzucał śnieg z dachów i oczyszczał z lodu nasze ścieżki tranzytowe.
Więcej niespodzianek nie było. Bałam się trochę o grzejniki i wodę. Na szczęście po zalaniu wszystko ruszyło pełną parą.
A miasto ? nie podoba mi się i już. Sentymentu brak. Szare bloki, tłumy na ulicach, jak zwykle jedna czynna kasa w popularnym markecie na osiedlu, to już przeszłość. Przez pierwsze dni dziwnie się tam czułam trochę zgubiona. Błądziłam po ogromnych sklepach a nadmiar wrażeń, nie koniecznie pozytywnych przyprawiał o zawrót głowy. Dobrze że już jestem w domu.
Dowiedziałam się co jest trendy, a my nie mamy nic z tych rzeczy i nie wiem czy muszę się martwić ;) Otóż w każdym nowoczesnym mieszkaniu powinny się znalezć meble klocki, koniecznie w czarnym kolorze z mlecznymi plastikowymi szybkami i ogromy telewizor. Macie tak ? czy to tylko w najstarszym mieście taka moda obowiązuje. Na szczęście moi rodzice nie ulegli do końca trendom i u nich czułam się swojsko. Nocami nie mogłam spać ponieważ sąsiedzi kąpali się o dziwnych porach i spacerowali do toalety, do tego kaszleli i prychali. Przyzwyczajona do naszej ciszy nasłuchiwałam. Sąsiadka wali w kotlety o tych samych porach co kilka lat temu a jej mąż nadal popala papierosy na klatce schodowej, chociaż palenie jest zabronione o czym przypomina zawieszona karteczka z tym co wolno i nie wolno mieszkańcom bloków. Zresztą nakazów i zakazów jest dużo więcej.
Filip po zwiedzeniu mieszkania rodziców i trzydniowym ożywieniu popadł w depresję i większość czasu spędzał w łazience na chłodnych kaflach. Nie omieszkał też trochę narozrabiać, no ale w sumie wcale się mu nie dziwię, skoro ani ptaszka, ani żadnej myszki nie było. Suka natomiast przypomniała sobie że była miastowym psem i domagała się wyprowadzania na smyczy 4 razy dziennie, czym nie byłam ogólnie zachwycona. Przeciągała mnie po skwerkach i tak jak dawniej szukała tropów kotów które mieszkają w piwnicach. W domu nie mogę jej wygnać z koszyka dwa razy dziennie. Jej chyba najbardziej podobało się w mieście.
Rodzice coraz bardziej schorowani. Martwię się o nich. Do domu wróciłam w niewesołym nastroju ale dobrze że już jesteśmy. Staruszek dał radę i przewiózł naszą wesołą gromadę w dwie strony przez pół Polski nawet nie jęknowszy
Na górce zima i ogromne hałdy śniegu, nie spodziewam się szybkiej wiosny, myślę że to tylko krótkotrwały epizod odwilżowy.
Kozia opiekunka spisała się wspaniale i jestem bardzo zadowolona. Byłyśmy w stałym kontakcie telefonicznym i myślę sobie nawet że po cichu trochę się ze mnie śmiała kiedy co drugi dzień kazałam sobie opowiadać jak czują się moje dziewczyny. Ot takie dziwactwo.
Więcej niespodzianek nie było. Bałam się trochę o grzejniki i wodę. Na szczęście po zalaniu wszystko ruszyło pełną parą.
A miasto ? nie podoba mi się i już. Sentymentu brak. Szare bloki, tłumy na ulicach, jak zwykle jedna czynna kasa w popularnym markecie na osiedlu, to już przeszłość. Przez pierwsze dni dziwnie się tam czułam trochę zgubiona. Błądziłam po ogromnych sklepach a nadmiar wrażeń, nie koniecznie pozytywnych przyprawiał o zawrót głowy. Dobrze że już jestem w domu.
Dowiedziałam się co jest trendy, a my nie mamy nic z tych rzeczy i nie wiem czy muszę się martwić ;) Otóż w każdym nowoczesnym mieszkaniu powinny się znalezć meble klocki, koniecznie w czarnym kolorze z mlecznymi plastikowymi szybkami i ogromy telewizor. Macie tak ? czy to tylko w najstarszym mieście taka moda obowiązuje. Na szczęście moi rodzice nie ulegli do końca trendom i u nich czułam się swojsko. Nocami nie mogłam spać ponieważ sąsiedzi kąpali się o dziwnych porach i spacerowali do toalety, do tego kaszleli i prychali. Przyzwyczajona do naszej ciszy nasłuchiwałam. Sąsiadka wali w kotlety o tych samych porach co kilka lat temu a jej mąż nadal popala papierosy na klatce schodowej, chociaż palenie jest zabronione o czym przypomina zawieszona karteczka z tym co wolno i nie wolno mieszkańcom bloków. Zresztą nakazów i zakazów jest dużo więcej.
Filip po zwiedzeniu mieszkania rodziców i trzydniowym ożywieniu popadł w depresję i większość czasu spędzał w łazience na chłodnych kaflach. Nie omieszkał też trochę narozrabiać, no ale w sumie wcale się mu nie dziwię, skoro ani ptaszka, ani żadnej myszki nie było. Suka natomiast przypomniała sobie że była miastowym psem i domagała się wyprowadzania na smyczy 4 razy dziennie, czym nie byłam ogólnie zachwycona. Przeciągała mnie po skwerkach i tak jak dawniej szukała tropów kotów które mieszkają w piwnicach. W domu nie mogę jej wygnać z koszyka dwa razy dziennie. Jej chyba najbardziej podobało się w mieście.
Rodzice coraz bardziej schorowani. Martwię się o nich. Do domu wróciłam w niewesołym nastroju ale dobrze że już jesteśmy. Staruszek dał radę i przewiózł naszą wesołą gromadę w dwie strony przez pół Polski nawet nie jęknowszy
Na górce zima i ogromne hałdy śniegu, nie spodziewam się szybkiej wiosny, myślę że to tylko krótkotrwały epizod odwilżowy.
Kozia opiekunka spisała się wspaniale i jestem bardzo zadowolona. Byłyśmy w stałym kontakcie telefonicznym i myślę sobie nawet że po cichu trochę się ze mnie śmiała kiedy co drugi dzień kazałam sobie opowiadać jak czują się moje dziewczyny. Ot takie dziwactwo.