piątek, 12 kwietnia 2013

Przyszła ! wieści z porodówki cz.2

Przyszła na górkę wraz z nowym życiem. Jest wiosna. Sezon zaczęty, co za tym idzie mnóstwo prac do wykonania. Wczoraj przywiezliśmy balot siana, była zabawa, żeby go wytoczyć pod obórkę. Ale jest i cieszy, kozi apetyt ogromny, a do pastwiska jeszcze kawałek czasu.



Zaraz po akcji z balotem dostałam rozpaczliwy telefon od koleżanki i ratowaliśmy jagnię przed niechybną śmiercią głodową. Trzeba było matkę zmusić do zajęcia się małą i napoić ledwie żywego maluszka. Udało się, misja przebiegła pomyślnie, a koleżanka ma teraz sporo zabawy. Złapać matkę, przewrócić i nakarmić dzieciątko. Na razie nie radzi sobie samo, a mamusia bardzo oporna. Wszystko jednak zmierza w dobrym kierunku. Dokumentacji zdjęciowej niestety brak.



Ledwie wróciłam do domu Lusia zaczęła dyszeć i widać było że akcja porodowa trwa. Trwała długo, aż do dzisiejszego ranka. Pełne niepokoju oczekiwanie i nareszcie są. Kózka podobna do mamy, tylko białą grzywkę odziedziczyła po tacie. Koziołek biały z czarnymi plamkami. Jak dla mnie śliczny, tylko do kogo podobny ? ;) Lusina mleczarnia jeszcze większa niż w tamtym roku. Sama nie wiem, czy mam się cieszyć, będę musiała bardzo pilnować wymion. Już wydają mi się zbyt ciepłe. Dzieciaki pociągną trzy razy i zapadają w sen a produkcja ogromna. Nowości u nas jeszcze trochę, ale czas mnie goni więc może innym razem.












niedziela, 7 kwietnia 2013

Pan kogut i pani kura

Dawno mnie nie było, obiecałam sobie jakiś czas temu następny wpis zrobić jak będzie prawdziwie ciepło i wiosennie. Nie jest ciepło, ani wiosennie, a blog zarósł wirtualną pajęczyną ;).
Przeleciały święta wielkanocne. Czas leci, a zima nas nadal nie opuszcza. Aktualnie znowu sypie, w porównaniu do trzech ostatnich dni, dzisiaj jest wyjątkowo paskudnie i zimno.
Kończę antybiotyk, mój organizm zastrajkował  i skończyło się przeziębieniem. Na szczęście choroba szybko mija. Mam już dość noszenia czapki, szalika i zimowych buciorów, wychodząc nawet na chwilę na podwórko.

Górka przywitała nowych domowników. Tak jak sobie umyśliłam jakiś czas temu, zrealizowałam postanowienia i zakupiłam małe stadko drobiowego towarzystwa.  Troszeczkę ulepszyliśmy zeszłoroczny wybieg i pomieszczenia dla pierzastych. Na chwilę obecną skład kurzej szajki wygląda następująco. Siedem młodych niosek i ich narzeczony, oraz miniaturowy pan kogut z żoną. Właśnie przez tego kogutka mój misterny plan rozlokowania kurek legł w gruzach. Okazało się że ten kolorowany cwaniak jest bardzo zadziorny i nie ma nic wspólnego z dżentelmenem. Goni kury na potęgę, dziubie, skubie i rani aż do krwi. W związku z tym wraz ze swoją żoną byłam zmuszona odizolować ich od spokojnej, zintegrowanej reszty stadka. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.


Ogólnie jestem zadowolona, kurki znoszą pierwsze jajeczka, na razie maleńkie, ale mam nadzieję w szybkim czasie na więcej. Są całkiem przyjacielskie i komunikatywne. Kogut - zadziora (chyba to już jego imię) pieje na całą okolicę. Ale fajnie ! Wcale się nie przejmuje, że brakuje mu pół ogona a jego urok osobisty wcale nie jest tak wielki jak mu się wydaje. Dziwiłam się, że pan na targu sprzedał mi go za niewielkie pieniądze, teraz chyba już wiem dlaczego :)


Kozlątka skończyły  sześć tygodni. Szybko rosną i dokazują. Nie usiedzą ani chwili w miejscu. Kózka dostała na imię Fifi. Na koziołka wołamy Junior. Mam nadzieję na znalezienie mu nowego domu.
Lusia nadal się toczy. Myślę że do finału zostało kilka dni.


Dziękuję stałym czytelnikom bloga za maile i zainteresowanie. Pozdrawiam.

sobota, 16 marca 2013

Zimo idz sobie !

Jeszcze we wtorek mieliśmy prawie namiastkę wiosny. Wygrabiłam ogródek, posprzątałam rabatki kwiatowe, obcięłam byliny po zimie. Okazało się że całkiem niezle radzą sobie cebulki wiosennych kwiatów. Pojawiło się kilka przebiśniegów a krokusy miały już kolorowe pączki. Tak, tak była wiosna.
Kozy brykały po swoim wybiegu, święty kończył wiatkę, a ja wypiłam pierwszą kawkę na świeżym powietrzu. Było pięknie i bardzo pozytywnie, nawet udało mi się zapomnieć przez chwilę o  problemach które w ostatnim czasie spędzają sen z powiek. No właśnie ... ale to było. W czwartek pojawiły się pierwsze śniegowe płatki. Do końca wierzyłam że zapowiadane prognozy się nie sprawdzą. Niestety wraz z upływem godzin śnieżna nawałnica stawała się coraz bardziej intensywna.  W rezultacie mamy znów pół metra śniegu, zawalone dachy i zaspy jak okiem sięgnął. Dziś wyszło nareszcie słońce, zapowiada się więc bardzo mrozna noc.
Jeżeli po raz kolejny napiszę że chciałabym wiosny będzie to zbyt dużym zuchwalstwem ?

Kozie dzieci rosną i dokazują. W poniedziałek skończą 3 tygodnie.



Nadal nie wiem  czy w Lusinym brzuchu rozwija się nowe życie. Je za dwóch, albo nawet i trzech. Większość czasu poleguje, ale nie do końca jestem przekonana czy skończy się to rozwiązaniem w połowie kwietnia.

Ja natomiast rozwijam się kulinarnie, chociaż drożdżowe ciasto nigdy nie było moją mocną stroną.


sobota, 9 marca 2013

Szaro i ponuro

Z racji wiosny której nie ma życie nam się pierniczy. Dlatego w zasadzie nie ma mnie na blogach. Coś tam przeczytam czasami ale raczej bez zrozumienia. Jeszcze 6 tygodni będę trwała w zawieszeniu, albo się uda albo nie. Jak nie, to w zasadzie możemy się ze świętym położyć i leżeć i zupełnie już nic nie robić.

Na górce powoli lody i śniegi topnieją ale nie na tyle, żeby można się było wziązć za jakieś konkretne zewnętrzne porządki, chociaż nie powiem z chęcią bym sobie ogródek wygrabiła. Powoli śnieg odkrywa pozimowe szarości i psie kupy również. To chyba ten najpaskudniejszy okres kiedy zima ustępuje i nieśmiało wszystko budzi się do życia. Szczególnie w pochmurne dni jest brudno i szaro. U nas niestety bardzo  powoli zmieniają się krajobrazy. Chociaż w miejscach gdzie stopniał śnieg już jakieś ruchy widać. Za to po drugiej stronie na północnym stoku jeszcze nic nie ruszyło. Biało jak okiem sięgnął.

Święty buduje wiklinową altanę na łące. W czasie letnich upałów kozy będą się miały gdzie schronić. O ile wcześniej jej nie zjedzą. Jestem sceptycznie nastawiona do wszystkiego, więc i altanka nie budzi mojego entuzjazmu. Aczkolwiek kiedy będzie już co pokazać wstawię jakąś fotkę na blogu.

Stare jabłonie po rocznej przerwie doczekały się kolejnego cięcia. Teraz na tle szarej łąki wyglądają jeszcze bardziej mrocznie. Ich łyse korony i chylące się do ziemi konary sprawiają że wyglądają jak z bajki o czarownicach.

W środę był targ zwierząt w okolicy. Chciałam kupić jakieś kurki, może kaczuszki. Nie wybraliśmy się jednak, może za dwa tygodnie. Chciałabym mieć w tym sezonie kilka swoich jaj a zeszłoroczne kury z fermy okazały się wielkim niewypałem. Więcej takich nie kupię.

Nadal czekamy na wiosnę, chociaż przepowiadacze wieszczą powrót zimy. 

piątek, 1 marca 2013

Przedwiośnie ?

Wczorajszy dzień przyniósł odrobinę słońca i nadzieję że wkrótce i do nas dotrze wiosna. Na razie jeszcze wszystko pokrywa spora warstwa śniegu. Nie mam możliwości podejrzenia swoich roślinek czy pod białą pierzynką coś budzi się do życia. Chociaż dzień już dłuższy i ptaki jakby radośniej świergocą.
Dzisiejszy dzień niestety pochmurny, w nocy mróz ok 5 stopni, w dzień temperatura oscyluje około zera.
Święty przywołuje też wiosnę wywożąc na taczce hałdy śniegu zalegające na podwórku. Szczerze powiedziawszy nie widzę głębszego sensu w tym wywożeniu, chociaż on utrzymuje że jak przyjdzie odwilż będzie mniej wody i błota na podwórku. W sumie chyba ma rację.
W firmie nadal jedna wielka niewiadoma. Szef  wstrzymuje wypłatę wynagrodzenia. Niestety również zwodzi z decyzją o zamknięciu firmy. Zatem nadal nie wiemy czy praca będzie czy trzeba myśleć dalej. Swoją drogą nie bardzo wyobrażam sobie jak dorosły, normalny człowiek może tak się zachowywać. Wysyłanie dziwnych esemesów do pracowników, unikanie telefonów, udawanie choroby i jeszcze wiele innych forteli które mają celu w zasadzie nie wiem co.

Codziennie obserwuję kozlatka, niesamowite jak takie maluchy szybko dorastają. Jeszcze 4 dni temu rozwijały się w brzuchu mamy. Dzisiaj brykają wesoło, potrafią wskoczyć na kolana i próbują wywijać koziołki. Obserwuję też Jadzię, jak zmieniło się jej zachowanie. Spoważniała, jest spokojna i bardzo pogodna. Pozwala maluchom wchodzić do miski z jedzeniem, opiekuje się nimi bardzo troskliwie. Przywołuje je co chwilę, sprawdza gdzie są, woła do cyca, wylizuje. Ma masę z nimi "roboty" ;)
Mam możliwość porównania z zachowaniem Luśki w zeszłym roku. Też była dobrą matką ale częściej strofowała kozlaki, odganiała od garnka ze swoim jedzeniem i częściej też trykała je głową. Chyba jednak w świecie zwierzęcym jest podobnie jak w ludzkim. Każda matka wychowuje inaczej swoje dzieci i ma do nich inne podejście.
Zastanawiam się też nad losem koziołka.
Czy dać mu kilka dobrych miesięcy życia i humanitarnie zabić go w swoim gospodarstwie. Czy może sprzedać w zasadzie na bardzo niepewny byt. Najprawdopodobniej i tak zostanie zjedzony po pokryciu kóz. Najpewniej będzie trzymany na łańcuchu a w razie nieposłuszeństwa szturchany. Jeżeli wyrośnie na postawnego kozła będzie wzbudzał strach swojego nowego właściciela.  Niestety życie koziołków jest krótkie i decydując się na chów kóz trzeba się liczyć z podejmowaniem takich decyzji. Chyba do tego dojrzałam.
A Wy jak myślicie ?

wtorek, 26 lutego 2013

Wieści z porodówki

Urodziły się wczoraj, bialutkie jak śnieg, Bolusiowe dzieci. Dziewczynka i chłopak. Nareszcie po trzech latach doczekałam się pierwszej urodzonej kózki w naszym małym stadku. Mam nadzieję że wyrośnie na wspaniałą mleczną kozę.
Nie obyło się bez drobnych komplikacji, ale ostatecznie po ponad 15 godzinach czuwania, Jadzia powiła pareczkę kozlątek w 151 dniu ciąży. Zupełnie takich samych jak w tamtym roku Lusia. Nasza ADHD okazała się wspaniałą i troskliwą matką. Przyznam szczerze że nie miałam pewności jak będzie się zachowywać. Awanturnica z niej straszna, pierwsza do demolek i zaczepiania koleżanek. Jak na razie jest idealną mamą. Maluchy są bardzo ruchliwe i wygląda na to że wszystko jest w porządku.

Jeszcze wczoraj ...


Dzisiaj brykają aż miło ...


W przerwach oczywiście na cyca

I dumna kozia mama


I tyle z górki ... wiosny nie widać ...

piątek, 22 lutego 2013

Zima nadal

Czytam tak sobie wieczorową porą Wasze blogi i ogólnie widzę nastrój prawie wszędzie niezbyt wesoły. Ta przeciągająca się zima chyba już wszystkim daje się we znaki. Aktualnie wieje, zasypuje znowu już drugi, a może trzeci dzień ?
Wyżyłam się dzisiaj przy garach. Kapucha z grzybami, grochówka, mięso w sosie, mięso bez sosu, sałatka śledziowa i jakiś misz-masz z jaj i majonezu, przetopiłam smalec i tak się zastanawiam może jeszcze coś wstawić ? Tak mam, jak gotuję to hurtowo. Czasami nie gotuję wcale, wyjadamy wtedy z Młodym zapasy które w przypływie kulinarnego szału poczyniłam wcześniej.
Święty rano będzie jak co dwa tygodnie. Tyle że tym razem pewnie na dużo dłużej. Właśnie oznajmiono pracownikom że mają się pakować i jechać do domu. Wiedziałam że prędzej czy pózniej to nastąpi ponieważ firma od dłuższego już czasu ledwie zipała a od dwóch miesięcy nie wypłaciła pracownikom pensji.
Znowu stoimy w punkcie wyjścia, tylko ile razy można ? Chyba jednak jeszcze coś ugotuję.