Jeszcze kilka dni temu synoptycy zapowiadali hucznie koniec zimy. Nie wierzyłam, ponieważ wszelkie znaki na niebie i ziemi zupełnie tego nie zapowiadały.
Biała nie powiedziała ostatniego słowa. Wczorajszym świtem przywitała mnie śnieżna zadyma która trwała do wieczora. Akurat musiałam koniecznie rano być w miasteczku. Wyszliśmy z Młodym wcześniej z domu. Uzbrojona w łopatę dałam sobie pól godziny na odśnieżenie auta i dostarczenie dziecka do placówki edukacyjnej. Niestety samo odśnieżenie samochodu i odkopanie wyjazdu zajęło 40 minut. Po ujechaniu pierwszych dwudziestu metrów wpadłam w pierwszy poślizg. Było ich jeszcze kilka, a miałam do pokonania zaledwie 2 km i nie chwaląc się umiem jezdzić po śniegu, jak również w ekstremalnych warunkach. Zastanawiam się zatem czy coś złego nie dzieje się z autem. Po puszczeniu sprzęgła i lekkim hamowaniu przy prędkości 20 km, wywija piruety. Do domu wracałam z duszą na ramieniu. Wcisnęłam wraka w tunel między zaspami i tak niech sobie czeka na przyjazd świętego. Dzisiejszą wycieczkę do sklepu odbędę pieszo.
Myślę że jeszcze kilka tygodni zima zostanie z nami, nie wykluczone że z wielkanocnym koszyczkiem pójdziemy po śniegu. No i żeby dopełniła się całość, posypało, teraz przymrozi.
Kilka zdjęć tytułowej ciszy. Zdjęcia robione tuż po 8. Szczęśliwie tak się złożyło że święty będzie jutro, czeka go odśnieżanie dachów. Jeżeli zrzuci wszytko to co zalega będziemy mieli śniegu dosłownie po szyję. Osobiście mam dość, jeszcze czeka nas duża woda kiedy nadejdzie oczekiwana odwilż.
Biała nie powiedziała ostatniego słowa. Wczorajszym świtem przywitała mnie śnieżna zadyma która trwała do wieczora. Akurat musiałam koniecznie rano być w miasteczku. Wyszliśmy z Młodym wcześniej z domu. Uzbrojona w łopatę dałam sobie pól godziny na odśnieżenie auta i dostarczenie dziecka do placówki edukacyjnej. Niestety samo odśnieżenie samochodu i odkopanie wyjazdu zajęło 40 minut. Po ujechaniu pierwszych dwudziestu metrów wpadłam w pierwszy poślizg. Było ich jeszcze kilka, a miałam do pokonania zaledwie 2 km i nie chwaląc się umiem jezdzić po śniegu, jak również w ekstremalnych warunkach. Zastanawiam się zatem czy coś złego nie dzieje się z autem. Po puszczeniu sprzęgła i lekkim hamowaniu przy prędkości 20 km, wywija piruety. Do domu wracałam z duszą na ramieniu. Wcisnęłam wraka w tunel między zaspami i tak niech sobie czeka na przyjazd świętego. Dzisiejszą wycieczkę do sklepu odbędę pieszo.
Myślę że jeszcze kilka tygodni zima zostanie z nami, nie wykluczone że z wielkanocnym koszyczkiem pójdziemy po śniegu. No i żeby dopełniła się całość, posypało, teraz przymrozi.
Kilka zdjęć tytułowej ciszy. Zdjęcia robione tuż po 8. Szczęśliwie tak się złożyło że święty będzie jutro, czeka go odśnieżanie dachów. Jeżeli zrzuci wszytko to co zalega będziemy mieli śniegu dosłownie po szyję. Osobiście mam dość, jeszcze czeka nas duża woda kiedy nadejdzie oczekiwana odwilż.