sobota, 18 czerwca 2011

Przyśpieszone wakacje



Od dwóch tygodni mamy wakacje. Troszeczkę przyśpieszone w tym roku, okupione bólem i nerwami ale było minęło i będzie już tylko lepiej.
6 czerwca pojechałam z synkiem na zajęcia hokejowe na które miał chodzić całe wakacje. Niestety zdarzył się wypadek. Na moje dziecko spadła metalowa bramka przygniatając rękę. Oszczędzę sobie tutaj opisów całej sytuacji, chcemy o tym jak najszybciej zapomnieć.
Łapka w gipsie i pozostanie w nim jeszcze jakiś czas.



Górka na razie odpoczywa od gości. Mam czas pójść na spacer i pogadać z kozami. Pielęgnuję też ogródek warzywny, nareszcie wszystko wyplewione. Pomidory podwiązane, róże przeciw mszycom na czas spryskane. Normalnie jak żadnego roku.



Gromadzimy siano na zimę dla kóz. Ciężka praca za nami i dużo jeszcze nas czeka. Święty kosi kosą ręczną, moim zadaniem jest suszenie i grabienie. Choć szczerze muszę przyznać że czasami mam dość. Łąka położona na stromym zboczu, gdzie chodzenie sprawia trudność a co dopiero kiedy trzeba przerzucać i grabić. Powróciliśmy więc do korzeni :) W ten sposób na tej samej łące zbierali siano (wtedy jeszcze dla krowy), rodzice Świętego.




A dziś rano w koszyku naszej suki, koteczka urodziła 4 śliczne maleństwa. Babcia Skaza cała zdenerwowana towarzyszyła przy porodzie. Nie wiem kto bardziej cierpiał suka czy kotka. W każdym razie obie teraz odpoczywają.

Na wszelkiego rodzaju ewentualne negatywne komentarze na temat rozmnażania kociąt od razu odpowiadam. Ciąża planowana, zamierzona i wyproszona przez znajomych. Na wszystkie kotki czekają już domy z kuwetkami, miseczkami, obróżkami z dzwoneczkami i co tam jeszcze dla malucha potrzeba :) Jedno maleństwo zostaje z nami.  Kocia mama jak tylko dojdzie do siebie zostanie wysterylizowana ponieważ więcej kociaków nam nie potrzeba.



Z ciekawostek wiejskich :) Kiedy kupiłam Bolka sąsiedzi z politowaniem i lekkim uśmiechem skwitowali moje zamiary hodowania kóz. Widziałam też że troszeczkę się ze mnie podśmiewają. W tych stronach koza od dawien - dawna kojarzy się z biedą. Dlatego też ludzie niechętnie trzymają te wspaniałe zwierzęta. Teraz kiedy przejeżdżam drogą prowadzącą do naszego domu uśmiecham się szeroko. Koło rzeki pasą się dwie śliczne kozy ... na razie jeszcze tajemnicą pozostaje czyje one ...

Pozdrawiam Wszystkich pamiętających o mieszkańcach domu na górce :)

sobota, 4 czerwca 2011

Dawno mnie nie było a tu wiosna w pełni, za kilka dni zacznie się kalendarzowe lato. Chociaż lato to mamy już od wielu, wielu dni. Maj minął w szalonym tempie między jednymi gośćmi a drugimi, komunią młodego i pracami typowo ogrodowymi. Dzień za dniem przeleciał i ani się obejrzałam czerwiec w pełnym rozkwicie. Wybuchnął oczywiście całą gamą przepięknych barw. Na rabatkach kwiatowych królują irysy.


I ostróżki


Zaczął się wspaniały czas własnych warzyw o których marzyłam przez całą zimę. Pomidory w foliaku rosną jak szalone - cudowny czas. Oby trwał i trwał ...


A za kilka dni koniec roku szkolnego. Odpoczynek dla synka ale też i dla mnie. Na dwa miesiące zapomnę o przygotowywaniu uroczystości w szkole, zbieraniu składek i wielu, wielu innych czynnościach które muszę wykonać jako aktywny, jedyny członek w "trójce kasowej" :) Jutro jedziemy do kopalni soli. Wiąże się to z tym że na cały dzień muszę zostawić zwierzęta same w domu. Bardzo się denerwuję. Kotka spodziewa się na dniach potomstwa, suka przyzwyczajona do mojej całodziennej obecności i oczywiście kozy które są jak niesforne dzieci. Mam nadzieję że dadzą radę.

Wraz z rozpoczęciem wakacji jak co roku kolejni goście zjadą na górkę. W tym gość jedyny i nadzwyczajny.  Gość któremu będę musiała poświęcić swój cały czas, pewnie bez reszty. Jestem tym faktem bardzo uradowana ale też i pełna niepewności ... jak to będzie ...



sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołych Świąt

Nie chciałam  na święta tego niezbyt pięknego wężowego zdjęcia zostawiać.
Pogoda wymarzona, wiosna w pełni, od dwóch dni nawet węże się pochowały. Nowa rodzinka pasie się na zielonej trawce, zasiewy prawie wszystkie już poczynione. Zaczynają pachnieć tarniny i nowy płotek wiklinowy na ukończeniu.
Goście na górkę zawitali, kolejni wkrótce dołączą.
Życzę Wszystkim blogowym gościom Wesołego Alleluja !
Ja zamierzam ten czas spędzić na ile mi możliwości pozwolą na łonie natury, wybiorę się na daleki spacer po górach, wstyd się przyznać jeszcze tej wiosny nie byłam. Latanie po okolicznych górkach się nie liczy ;)
Pozdrawiam cieplutko i bardzo bardzo wiosennie.
Magda


Moje ulubione kaczeńce 


Szczęśliwe kozy 


Lusia w trakcie rozdajania, być może wkrótce pojawi się mleczko. Nie myślcie że umiem doić kozy, uczę się ;)



 Na koniec wiklinowy płotek. Dzieło świętego.


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Przebudzenia

Niedługo weekend majowy. Wiele osób zamierza go spędzić na łonie natury. Pierwsze kleszcze pojawiły się u nas już na początku marca. Można sobie z nimi poradzić stosując różnego rodzaju środki zapobiegawcze.
Niestety wraz z wiosną na górkę powrócił kolejny problem. Podpełzają pod same drzwi i wygrzewają na betonie. Jest ich dużo więcej niż w poprzednich latach. Przyznam szczerze że jestem lekko wstrząśnięta. Przed chwilą byłam powiesić pranie i omal na kolejną nie stąpnęłam. Wystarczyły tylko dwa cieplejsze dni.
Uważajcie podczas plenerowych wycieczek szczególnie na terenach podgórskich.


czwartek, 14 kwietnia 2011

Wiosna mi się zepsuła

Zimno, mokro. Nastrój paskudny mam. Dłubiemy ze świętym w chałupie. Za kilka dni najazd gości na Pierwszą Komunię Młodego.
Nie mam czasu posiedzieć tutaj i popisać chociażby o tym ze przybyła do nas dziewczyna, od wczoraj Lusią zwana. Szukałam daleko a znalazłam na sąsiedniej górce, 5 minut drogi samochodem. Na razie moja dziewczynka musi nabrać sił i wyzdrowieć bo bardzo zaniedbana z niej istotka. Do tego prawdziwa dama, subtelna i delikatna, zupełnie inna niż szalony Boluś. Miłość wybuchła po wyciągnięciu Lusi z samochodu. Od tej pory stali się nierozłączni.
Przedstawiam pierwsze zdjęcie kózki kilkanaście minut po przybyciu na nowe miejsce.

Bardzo dziękuję miłym czytelniczkom za odwiedzanie mojego bloga mimo iż tak rzadko się pojawiam. Kiedy zwolnię trochę tępo, wrócę i opiszę wiosnę na górce. Mimo chłodu - jest piękna :)


środa, 6 kwietnia 2011

Wiosna

Strasznie dawno mnie tu nie było. Cóż ... czasami trzeba pomilczeć albo raczej przemilczeć pewne sprawy.
Zamilkłam zimą - wracam wiosną :)

W tym roku zawitała na górce bardzo wcześnie. W poprzednich dwóch latach, o tej porze jeszcze spod śniegu się wygrzebywaliśmy. A dziś ? krokusy i przebiśniegi powoli kończą kwitnienie. Wystawiają główki śliczne żółte pierwiosnki zwane w tych stronach morelami. Tulipany wyciągają się do słonka. Z dnia na dzień coraz bardziej zielono. Spaceruję po ogródku z nadzieją że posadzone jesienią krzewy odrodzą się do życia. Jak co roku nie obyło się bez strat. Przemarzło mi  kilka róż a los kolejnych stoi pod dużym znakiem zapytania.



Całe dnie spędzam grzebiąc w ziemi, wysiałam pierwsze warzywa, czekam na wschody rzodkiewki i sałaty w foliaku. Pod koniec maja ich miejsce zastąpią pomidory.
W tym roku postanowiliśmy przenieść warzywniak na tył domu i zrobić ogrodzenie,dość mam sadzenia buraczków i sałaty dla sarenek, zresztą Bolesław też działa na tyle skutecznie że płotek stał się koniecznością. Prace na razie w toku. Poważnie też rozważam zaoranie kawałka łąki. Może pokusić się o większe poletko ogórków ? może trochę owsa dla przyszłych kózek ?



Zwierzęta te domowe i obórkowe również poczuły wiosnę. Suka z kotką całe dnie wygrzewają się na słońcu. Koziołek pasie się na łące. Nadal sam ale za kilka dni się to zmieni.
Kozy to wspaniałe zwierzęta jednak cały czas uczę się postępowania z nimi. Na razie z jednym osobnikiem płci męskiej :) jak na koziołka przystało jest strasznie rozbrykany, ciekawski i szybki. Nie raz miałam już styczność z jego rogami. W sumie łudzę się i chcę wierzyć ze jest to jego zabawa a nie chęć dominacji. Bolek dorośleje z dnia na dzień, nabiera coraz większej masy ciała, rośnie mu bródka i rogi. Wczoraj będąc w sklepie po paszę sprzedawca namawiał mnie na kastrację. Przemyślę ta sprawę ...

wtorek, 22 lutego 2011

Pozytywnie

I w zasadzie tak by mogło być ponieważ chłop tydzień w domu przesiedział, pokój Młodego prawie skończony. Znowu wyszło nie tak, w myśl powiedzenia,  jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma. Remont i to co się działo przez ostatni tydzień pominę milczeniem. Nie wspomnę też o tym jak się zarwała podłoga w tym remontowanym pokoju tuż po skończeniu prac i wzniesieniu toastu, no nie wspomnę i już ...

A teraz powinnam napisać że jest fajnie, ale niestety nie jest. Chwilę po wyjezdzie chłopa mego zaczęły się dziać w domu rzeczy nie chciane, aczkolwiek całkowicie przewidziane albo może przewidywalne. I tak ( wiem, wiem jestem nudna ) na pierwszy ogień oczywiście w poniedziałek obudziłam się w lodowej krainie. O tym aby gdziekolwiek dojechać samochodem nie mogło być mowy i nie ma do tej pory. Na moje rozpaczliwe próby uruchomienia pojazdu ten pozostaje niemy i głuchy a raczej zalodzony. Nie pomaga suszarka do włosów ani nawet prostownik. Akumulatora to ja niestety sama nie potrafię wyciągnąć, sił na to nie mam.

Potem po kolei zamarzła woda, oczywiście o znalezieniu miejsca zalodzenia nie ma mowy. Tak więc z wiadereczkiem mknę sobie do zródła, w myśl kolejnego powiedzenia, zdrowa woda siły doda - a jakże dodaje.
I nawet fajnie by było gdybym te wiadereczka mogła ot tak sobie nosić, niestety tu już bez żadnego przysłowia podczas remontowego sprzątania  spadłam ze schodów. Spadłam szczęśliwie nawet bo kręgi uszkodzone ale nie połamane.

O pierdołach typu zepsuta klamka od drzwi które się nie zamykają nie będę już wspominać. Tak sobie tkwię w tym wszystkim ... i na myśl mi tylko jedno przychodzi, byle do wiosny ....

Jedynie Bolek nic sobie z tego wszystkiego nie robi, chodzi za mną jak wierny piesek po podwórku a kiedy zniknę mu z oczu wskakuje na stół i meczy żałośnie. To nic że zjadł mi już kilka iglaków i powojniki i jeszcze parę nieistotnych krzaczorów. Dobre samopoczucie kozła - bezcenne :)

Zdjęć dzisiaj nie będzie z powodu stanu kryzysowego ciała i umysłu mego.


Witam nowych i stałych czytelników bloga, bardzo się cieszę że Boluś podbił Wasze serca :)