wtorek, 30 kwietnia 2013

I znowu kwitną tarniny

Jutro maj. Najpiękniejszy miesiąc w roku. Zapach tarniny jest słodko powalający, najbardziej intensywny wieczorową porą. Cała górka zasnuta zapachem i bielą kwiatów. Skończyły kwitnienie krokusy, przekwitły hiacynty, które w tym roku pokazały całą ferie barw. Pęcznieją bzy, zaczynają kwitnienie tulipany, a szafirki połyskują pięknym odcieniem niebieskiego. Pracuję od rana do wieczora na powietrzu. Napawam się wiosną, zielenią i zapachem. Jest cudnie i o dziwo, mimo kłopotów które nie zniknęły, bardzo pozytywnie.
Dzidziol na butli rośnie dosłownie w oczach, Baśka okazała się bardzo inteligentną istotką. Junior jutro wyjeżdża do nowego dobrego domu. Zaczynam doić kozy, mleko pachnące z puszystą pianką. Dobry czas.

Wieczorni goście już przybyli, nietoperze latają nam nad głowami i zagubiony jeż który nie pojawił się w tamtym roku też drepcze po starych ścieżkach. Żmije też już są. No i jak zwykle plaga kleszczy.

Po ośmiu latach służby mój bardzo nadgryziony zębem czasu fordzik wczoraj dokonał żywota na złomowisku. Łezka się w oku zakręciła. Mam nadzieję że nowy- stary będzie tak samo dobrze współpracował. Na razie się przyzwyczajamy do siebie.

No a córka namawia mnie na wakacje. Nie bardzo mi się uśmiecha opuszczać górkę, ale chyba dam się namówić. A jak mi się te angielskie ścieżki za bardzo spodobają ?





wtorek, 23 kwietnia 2013

Baśka

Do płaczącego Dzidziola ( Marlenko, uświadomiłaś mnie że koziołek ma już imię) dołączyła  dziś wrzeszcząca Baśka. Baśka przybyła  zupełnie przypadkiem. Nie była planowana, no ale skoro już jest, zostanie.
Zawsze piszę, że mam wspaniałych sąsiadów, niestety nie wiem czy nadal będą na nas patrzeć przychylnym wzrokiem. Wrzeszczą odstawione od matki Białasy, krzyczy Luśka, której maluchy poznają świat i w nosie mają nadopiekuńczą mamuśkę. Krzyczy Dzidziol który robi hałas, chyba po to tylko, żeby nie być gorszym od innych. Zadziora pieje od świtu do nocy na najwyższej gałęzi jabłonki. Do tego towarzystwa dołączyła Baśka. A góry niosą ...
Święty wrócił z pracy, swoim zwyczajem poszedł zajrzeć do kóz i aż oczy przetarł ze zdumienia. Co to jest, pyta ? owca, nie widzisz że owca ? własnie widzę ... Zgadnijcie co sobie pomyślał ? ;)



Bo ja sobie myślę, że jedna owca będzie bardzo samotna :)

Czekam na deszcz bo susza się u nas zrobiła. Trawa marnie rośnie, a ja mam duże zapotrzebowanie na zielone ...

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ekspresowo

Może nie tyle pracą się zajmuję, co wchłanianiem bodzców zewnętrznych. Mamy wiosnę ! Śnieg już całkowicie spłynął, kwitną kwiatki, łąka się zieleni, ciepłe podmuchy, wiatr we włosach, promienie słońca i chce się żyć. Pierwsze zasiewy w małym warzywniaku za domem poczynione, pierwszy spacer po górach zaliczony. Wczoraj zgodnie z planem jeszcze zimowym przybył dzieciak nowy na górkę. Zatem piątka przedszkolaków przed domem bryka, a mnie czas płynie na podglądaniu tych skoków. Dzidziol był  zamówiony kiedy w brzuchu mamusi jeszcze przebywał. Nie do końca więc wiedziałam jak ów dzidziol będzie wyglądał. Uszole trochę nie poszły w dobrym kierunku, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia.
Dzieciak  bardziej zachowaniem psiaka przypomina i z ludzkim światem woli się integrować niż ze swoim gatunkiem. Z suczką cały dzień się prowadzał co i rusz sprawdzając gdzie ja się podziewam. Starsze kozy mu niespecjalne przywitanie zgotowały więc i na dystans się trzyma. Za to maluchy przyjęły go do swojego grona bez zbędnych ceregieli. Na razie mleko podpija od karmiących, no ale nie wiem jak długo uda mi się sposobem go podstawiać. Maluszek start miał od urodzenia kiepski, na butli i sztucznym mleku wychowany. Mam więc nadzieję że dzięki mamkom zastępczym w szybkim tempie nadrobi straty wagowe.

Dziękuję Wszystkim za miłe komentarze pod poprzednim wpisem.

Mały na razie bezimienny. Macie jakieś pomysły ?





piątek, 12 kwietnia 2013

Przyszła ! wieści z porodówki cz.2

Przyszła na górkę wraz z nowym życiem. Jest wiosna. Sezon zaczęty, co za tym idzie mnóstwo prac do wykonania. Wczoraj przywiezliśmy balot siana, była zabawa, żeby go wytoczyć pod obórkę. Ale jest i cieszy, kozi apetyt ogromny, a do pastwiska jeszcze kawałek czasu.



Zaraz po akcji z balotem dostałam rozpaczliwy telefon od koleżanki i ratowaliśmy jagnię przed niechybną śmiercią głodową. Trzeba było matkę zmusić do zajęcia się małą i napoić ledwie żywego maluszka. Udało się, misja przebiegła pomyślnie, a koleżanka ma teraz sporo zabawy. Złapać matkę, przewrócić i nakarmić dzieciątko. Na razie nie radzi sobie samo, a mamusia bardzo oporna. Wszystko jednak zmierza w dobrym kierunku. Dokumentacji zdjęciowej niestety brak.



Ledwie wróciłam do domu Lusia zaczęła dyszeć i widać było że akcja porodowa trwa. Trwała długo, aż do dzisiejszego ranka. Pełne niepokoju oczekiwanie i nareszcie są. Kózka podobna do mamy, tylko białą grzywkę odziedziczyła po tacie. Koziołek biały z czarnymi plamkami. Jak dla mnie śliczny, tylko do kogo podobny ? ;) Lusina mleczarnia jeszcze większa niż w tamtym roku. Sama nie wiem, czy mam się cieszyć, będę musiała bardzo pilnować wymion. Już wydają mi się zbyt ciepłe. Dzieciaki pociągną trzy razy i zapadają w sen a produkcja ogromna. Nowości u nas jeszcze trochę, ale czas mnie goni więc może innym razem.












niedziela, 7 kwietnia 2013

Pan kogut i pani kura

Dawno mnie nie było, obiecałam sobie jakiś czas temu następny wpis zrobić jak będzie prawdziwie ciepło i wiosennie. Nie jest ciepło, ani wiosennie, a blog zarósł wirtualną pajęczyną ;).
Przeleciały święta wielkanocne. Czas leci, a zima nas nadal nie opuszcza. Aktualnie znowu sypie, w porównaniu do trzech ostatnich dni, dzisiaj jest wyjątkowo paskudnie i zimno.
Kończę antybiotyk, mój organizm zastrajkował  i skończyło się przeziębieniem. Na szczęście choroba szybko mija. Mam już dość noszenia czapki, szalika i zimowych buciorów, wychodząc nawet na chwilę na podwórko.

Górka przywitała nowych domowników. Tak jak sobie umyśliłam jakiś czas temu, zrealizowałam postanowienia i zakupiłam małe stadko drobiowego towarzystwa.  Troszeczkę ulepszyliśmy zeszłoroczny wybieg i pomieszczenia dla pierzastych. Na chwilę obecną skład kurzej szajki wygląda następująco. Siedem młodych niosek i ich narzeczony, oraz miniaturowy pan kogut z żoną. Właśnie przez tego kogutka mój misterny plan rozlokowania kurek legł w gruzach. Okazało się że ten kolorowany cwaniak jest bardzo zadziorny i nie ma nic wspólnego z dżentelmenem. Goni kury na potęgę, dziubie, skubie i rani aż do krwi. W związku z tym wraz ze swoją żoną byłam zmuszona odizolować ich od spokojnej, zintegrowanej reszty stadka. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.


Ogólnie jestem zadowolona, kurki znoszą pierwsze jajeczka, na razie maleńkie, ale mam nadzieję w szybkim czasie na więcej. Są całkiem przyjacielskie i komunikatywne. Kogut - zadziora (chyba to już jego imię) pieje na całą okolicę. Ale fajnie ! Wcale się nie przejmuje, że brakuje mu pół ogona a jego urok osobisty wcale nie jest tak wielki jak mu się wydaje. Dziwiłam się, że pan na targu sprzedał mi go za niewielkie pieniądze, teraz chyba już wiem dlaczego :)


Kozlątka skończyły  sześć tygodni. Szybko rosną i dokazują. Nie usiedzą ani chwili w miejscu. Kózka dostała na imię Fifi. Na koziołka wołamy Junior. Mam nadzieję na znalezienie mu nowego domu.
Lusia nadal się toczy. Myślę że do finału zostało kilka dni.


Dziękuję stałym czytelnikom bloga za maile i zainteresowanie. Pozdrawiam.