No i przyszło to co nieuniknione, tym co marzyła się wiosna niestety muszą na nią poczekać. Rano na termometrze znowu magiczne 10 na minusie. W sumie dobrze że nie 15 ani 25. Niestety przyjdzie jeszcze czas i na takie ochłodzenie. Od 1 grudnia białe krajobrazy za oknem, na razie jeszcze nie dostałam zimowej depresji ale jeżeli w marcu nadal będzie mrozno i biało, może się tak zdarzyć.
I tak ta zima jest chyba najłagodniejsza, czyli czwarta od kiedy się tutaj wprowadziliśmy. Wspominam początki i samej mi czasami siebie żal. Niezle dostałam w tyłek tej pierwszej. Nie potrafiłam nawet w piecu napalić.
Życie na górce po wyjazdowych atrakcjach wróciło do normy. Dalej wiodę pustelniczy tryb życia, które chyba najbardziej lubię.
Planuję kolejne remonty które mamy zamiar zrealizować w tym sezonie, ale wolę nie pisać i za wiele nie planować, nie zawsze wychodzi tak jakby się chciało. Życie płata różne figle , ostatni rok (dobrze że już minął) nie należał do tych najprzyjemniejszych.
W zasadzie nie mam wiele do napisania i post jest zupełnie o niczym, poczułam potrzebę zaglądnięcia na bloga.
Czekam na wiosnę i lato. Vicek nie chce gadać z babsią na skypie, kładzie się na kanapie, wierzga nogami i robi głupie miny. W grudniu skończył 4 lata, chodzi do szkoły i będzie miał pierwsze swoje wakacje. Spędzi je na górce. Musimy się teraz dostosować do wolnego w szkole, więc Mały będzie u nas przez cały sierpień. Nie mogę się doczekać. Córka już kilka lat mieszka w UK a ja się jeszcze do niej nie wybrałam. Syn marzy o tym żeby pojechać do siostry. Święty parę lat temu pracował w Manchesterze, byłam u niego i widziałam na własne oczy to "angielskie eldorado". Zaspokoiłam ciekawość i wcale mnie nie ciągnie. Matko co to była za podróż. Jakoś tak nieszczęśliwe, sama nie wiem dlaczego wybrałam się autokarem. Nigdy więcej.
Powoli zaczynam czekać na wykot Jadzi. Kupiłam mleko w proszku dla cieląt, tak na wszelki wypadek, znalazłam butelkę która została po zeszłorocznych maluchach, wygotowałam ją. Wyprałam zwierzęce ręczniki. Jestem przekonana że raczej nic z tych rzeczy nie będzie potrzebne, ale wolę uniknąć biegania po domu w nerwach. Zresztą do terminu zostało jeszcze ok 3 tygodnie, a koza jest we wzorcowej formie. Żeby tylko dużych mrozów nie było.
Upolowałam dzisiaj myszkę w domu, namęczyłam się i naganiałam za nią. Filip gdzieś przepadł a chciałam mu oddać moją zdobycz . Trzymam ją w słoiku i czekam na kota :)